Walerian Tarnowski, Jędrzej Dobrodzicki, Fortunat Brodzki, Jan Zaklika i Juliusz Małachowski - to listopadowi powstańcy, bardziej lub mniej związani z Tarnobrzegiem.
190 lat temu, wieczorem 29 listopada grupa spiskowców pod wodzą podporucznika Piotra Wysockiego, który miał powiedzieć do nich: "Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów", zaatakowała Belweder, rozpoczynając w ten sposób zryw, który przeszedł do historii Polski jako powstanie listopadowe.
Mocnym echem odbiło się ono także w naszym regionie. Mimo, że podobnie, jak późniejsze styczniowe, toczyło się w zaborze rosyjskim, przeciw Rosji bowiem było skierowane, nie pozostawiło obojętnymi Polaków z dwóch pozostałych zaborów - austriackiego i pruskiego.
- Miało ono istotne elementy związane z naszym terenem, wynikające nie tylko z faktu, że Tarnobrzeg i Dzików leżały w strefie nadgranicznej, Wisła bowiem stanowiła granicę pomiędzy zaborami austriackim a rosyjskim. Mocno zaangażowanych w zryw było kilka osób pochodzących czy związanych z regionem, jak chociażby Jan Feliks Tarnowski, właściciel Dzikowa, znany głównie jako współtwórca wraz ze swą żoną Walerią ze Stroynowskich słynnej kolekcji dzikowskiej. Zdecydowanie słabiej znamy jego działalność polityczną, a był zwłaszcza w okresie przedpowstaniowym wybitnym politykiem, senatorem Królestwa Polskiego. Kiedy wybuchło powstanie, a wiemy o tym z pamiętników jego żony, odniósł się do niego sceptycznie, chociażby z uwagi na spiskowców, którzy do niego doprowadzili. A była to młodzież, podchorążowie, a więc postaci mało znaczące dla ówczesnych elit. W Dzikowie obserwowano, jak potoczy się powstanie, ale kiedy z Warszawy przyszło żądanie by Jan Feliks zgłosił formalny akces, natychmiast odpowiedział pozytywnie - opowiada dr hab. Tadeusz Zych, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega.
Portret Jana Feliksa Tarnowskiego. Marta Woynarowska /Foto GośćDziedzic Dzikowa akceptował wszystkie podejmowane decyzje, uchwały Sejmu, także tę z 25 stycznia 1831 r. idącą najdalej i budzącą największe kontrowersje, czyli o detronizacji Mikołaja I jako władcy Królestwa Polskiego.
Sceptycznego stosunku do powstania nie podzielał jego syn Walerian Spycymir Tarnowski, który jako 20-letni młodzieniec w marcu 1831 r. wstąpił do polskiej armii i służył pod generałem Karolem Różyckim, współorganizatorem sił zbrojnych na Wołyniu i dowódcą Pułku Jazdy Wołyńskiej. Udział w powstaniu młody Tarnowski zakończył z wysokimi odznaczeniami wojskowymi.
Kiedy zwycięstwo zaczęło przechylać się na stronę rosyjską, a zwłaszcza tuż po upadku powstania Dzików stał się azylem dla uczestników zrywu, doświadczających represji ze strony caratu. Część z nich odegrała później znaczącą rolę w wychowaniu patriotycznym młodego pokolenia Tarnowskich, jak chociażby Jędrzej Dobrodzicki, walczący w Korpusie generała Józefa Dwernickiego na Wołyniu, gdzie w jednej z największych bitew powstania listopadowego pod Boremlem został ciężko ranny. Do Dzikowa sprowadził go, wraz z innymi współtowarzyszami powstańczych walk, Walerian Tarnowski, gdzie zostali zatrudnieni w majątku jego ojca Jana Feliksa. Dobrodzicki był wychowawcą dwóch pokoleń Tarnowskich - synów Jana Bogdana, a następnie Jana Dzierżysława. Opiekował się m.in. Juliuszem, który zginął w powstaniu styczniowym oraz jego starszym bratem, przyszłym rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, Stanisławem, który w „Domowej kronice dzikowskiej” napisał, że „był naszą najlepszą najtroskliwszą niańką”.
Na Wołyniu walczył także Fortunat Brodzki, który znalazł zatrudnienie jako dzikowski bibliotekarz, przejmując schedę po Sewerynie Bilińskim (Biliński z pomocą sekretarza Ślebodzińskiego oraz Stanisława Jachowicza sporządził nowy katalog dzikowskich zbiorów).
Uczestnikiem listopadowego boju na Wołyniu był także Jan Zaklika, który wieczny spoczynek znalazł na Starym Cmentarzu na Piaskach w Miechocinie.