Siła maryjnej modlitwy
Jak podkreśla misjonarz trudności komunikacyjne są dużo łatwiejsze do rozwiązania niż te duchowe lub między ludzkie konflikty, które w Papui wybuchają bardzo często.
- Jesienią na pograniczu mojej parafii wybuchły lokalne waśnie, których owocem była śmierć jednej osoby, kolejna została postrzelona, a jeszcze inna pocięta maczetą. Wiele osób w obawie przed utratą życia uciekło do sąsiednich wiosek. Sytuacja zrobiła się bardzo poważna, bo miejscowa młodzież obrzuciła kamieniami samochód policji, którym przyjechali stróżowie prawa, by mediować pomiędzy zwaśnionymi. Spłonęły też kolejne domy i walka zaczęła się przenosić na sąsiednie wioski, gdzie schronili się uchodźcy. Razem z innym misjonarzem ks. Jackiem postanowiliśmy zadziałać w inny sposób. Znając papuańską pobożność maryjną i wiarę w Słowo Boże, postanowiliśmy wybrać się z pielgrzymką do zwaśnionych stron. Pielgrzymka wyruszyła z dwóch parafii, do nas kapłanów dołączyły się Siostry Matki Teresy z Kalkuty, duża grupa z Legionu Maryi i wielu innych parafian. Mówiąc szczerze, gdy byliśmy już blisko, zacząłem się obawiać, co spotkamy na miejscu i jak zostaniemy przywitani. Wszystko złożyliśmy w ręce Maryi. Na miejscu czekali już na nas pielgrzymi z sąsiedniej parafii. Mieszkańcy wioski byli bardzo poruszeni naszym przybyciem i wdzięczni za naszą modlitwę. Przeciwnicy przystąpili do negocjacji dotyczących restytucji i pojednania - opowiada ks. Grzegorz.