Pozostali tu na zawsze

W regionie sandomierskim jest kilkadziesiąt mogił wojennych żołnierzy poległych na tych terenach, podczas kilku wojen.

3m 16s

Na niejednym cmentarzu można spotkać mogiły pojedynczych żołnierzy, których rodzina lub bliscy mogli pożegnać osobiście i wystawić zasłużony pomnik. Jednak w zdecydowanej większości żołnierskie groby, to zbiorowe mogiły, gdzie leżą obok siebie ci, którzy szli w bój ramię w ramię lub walczyli ze sobą w równej walce. Tak właśnie podczas działań I wojny światowej w jednej mogile grzebano poległych z obu walczących armii, bez rozróżniania na wiarę, wyznanie czy religijność.

Krwawe Zaduszki Wielkiej Wojny

Jednym z najkrwawszych momentów I wojny światowej, które rozegrały się na Sandomierszczyźnie była bitwa nad Opatówką, niewielką rzeką biegnącą pośród pól i wąwozów wyżyny Sandomierskiej.

Pozostali tu na zawsze   Wojenna mogiła na cmentarzu świętopawelskim w Sandomierzu ks. Tomasz Lis /Foto Gość Działania wojenne na przełomie października i listopada 1914 r. nie tylko przyniosły ogromne zniszczenia w miejscowościach leżących na linii frontu, ale przede wszystkim ogromną liczbę poległych żołnierzy. – Z dużą ostrożnością można szacować, że ogólne straty w poległych, rannych i wziętych do niewoli na całym froncie bitwy nad Opatówką wyniosły po około 15 tys. żołnierzy każdej ze stron. Pewną wskazówką, jeśli chodzi o liczbę poległych, są dane dotyczące ich miejsc pochówku. Tragicznym elementem tej bitwy było to, że niemal w każdej jednostce czy to rosyjskiej czy austro-węgierskiej znajdowali się także żołnierze narodowości polskiej. Szczególnie dużo Polaków starło się niemal w bratobójczej walce pod Włostowem i Lipnikiem. Cmentarze i mogiły rozsiane na szlaku „zaduszkowej” bitwy nad Opatówką zawierają także ich prochy – opowiada pan Marek Lis, regionalista i historyk.

W Kronice Diecezji Sandomierskiej zachował się opis zdarzeń, w relacji ks. Tadeusza Szubstarskiego, które miały miejsce w parafii Włostów. „Trzy dni spędziliśmy w podziemiach pałacowych, korzystając z gościnności Szambelana Karskiego, wśród licznego grona osób w warunkach oblężenia. Dnia trzeciego, w sam Dzień Zaduszny walka doszła do szczytu. O godz. 3 rano wzmógł się trzask karabinów maszynowych, wtórowany piekielnym wyciem pocisków. Wreszcie wśród wrzasku, przy okrzykach: „hura!” zaczęła się walka na bagnety. Uszy nasze słyszały odgłosy tego tańca piekielnego; nerwy nasze to się prężyły, to rozdzierały się na te wrzaski, jęki i płacz, zlane razem w jeden chaos; a serce nasze czuło, że to z polskiego gardła wydobywają się te okrzyki „hura” i również z polskiej piersi, przebitej bagnetem, wraz z krwią, płynęło ochrypłe wołanie: „o Jezu!”. Był to prawdziwy Dzień Zaduszny”.

Pozostali tu na zawsze   Pogrzeb ppor. Karola Niedźwieckiego z Legionów Polskich. Archiwum prywatne O niezwykle krwawych bojach pisał także w Kronice ówczesny proboszcz parafii Malice. „Skutki tej bitwy były straszne: przez prowizoryczny szpital urządzony w Malicach, we dworze, przewinęło się przeszło tysiąc rannych; poległo też bardzo dużo. Piszący te słowa chował w Leszczkowie w jednym tylko grobie 257 austriackich żołnierzy; oprócz tego pochowano jeszcze kilkudziesięciu w Międzygórzu, Słabuszewicach i Wesołówce. Liczba poległych Rosjan niewiadoma, prawdopodobnie jednak jeszcze większa, gdyż zdobywali oni pozycje austriackie. Po stronie austriackiej walczyły pułki tarnowski i rzeszowski, a więc przeważnie Polacy i Rusini”.

« 1 2 3 4 »
oceń ten artykuł
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5