- O zmarłych mówimy często z żalem, iż odeszli. Myślę, że częściej trzeba mówić z wdzięcznością, że żyli wśród nas. Ściśle mówiąc, oni nadal żyją, nie tylko u Boga, ale żyją także w swoich dziełach, które pozostawili, żyją w nas, w formie dobra, które zrodziło się dzięki nim - mówi ks. prof. Zdzisław Janiec, przez lata osobisty sekretarz bp. Wacława Świerzawskiego.
Lubił krupnik i pieczone ziemniaki
Siostra Helena, służka NMPN
Z przybyciem bp Wacława do Sandomierza przełożeni skierowali mnie do posługi w prowadzeniu domu biskupiego. Była zaskoczona, pełna obaw czy podołam. Z innymi siostrami ze zgromadzenia prowadziłyśmy kuchnię, dbałyśmy o porządek i normalne funkcjonowanie domu. Biskup Wacław był bardzo serdeczny, cenił sobie naszą pracę. Lubił typową polską kuchnię. Z zup najbardziej smakował mu rosół i krupnik, bardzo lubił także ziemniaki pieczone w mundurkach podane z masłem. Do drugiego dania lubił, aby była także kasza. Podkreślał, że jest zdrowa. Nie lubił nowości, cenił tradycyjne polskie dania. Posiłków nie jadał sam, gdy sekretarz musiał wyjechać, na obiad zapraszał księży z kurii lub z seminarium. Jak nie zdążył kogoś zaprosić, przychodził do kuchni i jadł razem z nami siostrami.
Podczas wizyty Jana Pawła II w katedrze sandomierskiej. Archiwum diecezji Każdy dzień rozpoczynał długą modlitwą, potem przychodził na śniadanie. Wchodząc do jadalni mówił „my się jeszcze obudzili”, a ja odpowiadałam, „byśmy Cię Boże chwalili”. To jest fragment pieśni „Kiedy ranne wstają zorze”.
Niemal codziennie wieczorem wychodził do ogrodu na różaniec. Modlił się, spacerując wraz z towarzyszącymi mu osobami.
Był życzliwy i bardzo serdeczny. Bardzo cenił naszą posługę. I choć miał bardzo bogatą osobowość, dużą wiedzę, nigdy nie stwarzał dystansu. Zawsze umiał dostosować się do drugiego człowieka. Przy różnych okazjach bp Wacław miał zwyczaj wręczania różańca oraz książek z własnoręczną dedykacją. Mam kilka takich z jego wpisem. W domu biskupim w 1999 r. gościł papieża Jana Pawła II podczas jego wizyty w Sandomierzu.
Jak ojciec w rodzinie
Wiesława i Mirosław Bąkowie, Kościół Domowy
Najczęściej nasze spotkania z biskupem miały miejsce przy okazji różnych wydarzeń. Były one zawsze twórcze i inspirowały do działania. Bo czy może być coś piękniejszego w życiu rodziny niż to, że ojciec dostrzeże trud pracy, pochwali, wskaże na zasoby ludzkie i sposób ich wykorzystania? Rozmowy były pełne troskliwych pytań: co słychać? Jak rekolekcje, które niedawno organizowaliście? Jakie macie trudności? Na koniec zawsze dodawał: „nie zrażajcie się, róbcie swoje tu i teraz. Bóg wszystko widzi”.
Był zawsze jak dobry ojciec w rodzinie - tak jednym zdaniem możemy określić postawę bp. Wacława Świerzawskiego w stosunku do nas podczas pełnienia posługi pary diecezjalnej w Domowym Kościele. Pamiętamy jedno spotkanie, gdy składaliśmy życzenia biskupowi. Na zakończenie uścisnął nasze dłonie, ciepło się uśmiechnął i dodał: „bardzo wam dziękuję za pracę dla rodzin, niechaj one stają się święte”. Do dzisiaj pamiętamy serdeczny uśmiech. W dłuższych spotkaniach, gdy dzieliliśmy się naszą pracą i planami duszpasterskimi biskup był zasadniczy, szczegółowo pytał, dyskutował, korygował. Chyba najbardziej ujmującym było jego świadectwo wiary w czasie sprawowania liturgii. Misterium Mszy św. było dla niego wielkim wydarzeniem. Dla nas świeckich kapłaństwo biskupa Wacława odkrywane poprzez sprawowanie Mszy św. było darem.
Pamiętam jego notes
Siostra Adelajda Sielepin CHR
Miał zawsze notes, który otwierał, gdy się umawiał, i który jak symbol wskazywał na czas wypełniony każdego dnia po brzegi sprawami żyjącego Kościoła. To była osoba, która potrzebowała drugiego człowieka, ale i przyciągała, wzbudzając podobną potrzebę u innych. Może dlatego wciąż byli z nim ludzie. Ten notes wyglądał jak zapis pismem klinowym, chińskim. Były tam trudne do odczytania znaki, graficznie ciekawe, ale znane tylko autorowi, wypełniające całe strony kalendarza. Te kalendarze zachowały się do dziś. Tak jak ciasno było na tych stronach od zapisów, tak szczelnie wypełniony był każdy dzień bp. Wacława, odkąd go znałam. A jeszcze przy tym potrafił znaleźć czas na pisanie dziennika. Wielka aktywność i pracowitość, rzetelność i tempo które przechodziły na skupienie w modlitwie i na liturgii. Biskup własnym przykładem uczył wszystkie rzeczy odkrywać i przeżywać w Boży sposób. Jak się go czytało opacznie, to wyglądał na wyniosłego, a naprawdę był pokorny i jednoznaczny, bez pozy i udawania.