- O zmarłych mówimy często z żalem, iż odeszli. Myślę, że częściej trzeba mówić z wdzięcznością, że żyli wśród nas. Ściśle mówiąc, oni nadal żyją, nie tylko u Boga, ale żyją także w swoich dziełach, które pozostawili, żyją w nas, w formie dobra, które zrodziło się dzięki nim - mówi ks. prof. Zdzisław Janiec, przez lata osobisty sekretarz bp. Wacława Świerzawskiego.
Tylko dobrze piszcie
Marta Woynarowska, dziennikarka sandomierskiego Gościa Niedzielnego
Obejmując w 1992 r. diecezję sandomierską w jej nowych granicach biskup Wacław Świerzawski zwrócił uwagę na konieczność wprowadzenia czasopisma katolickiego. Po wybuchu II wojny światowej oraz w czasie rządów komunistycznych zamarła bogata tradycja wydawnicza. Bp Świerzawski w 1994 r. zdecydował się na nawiązanie współpracy z „Gościem Niedzielnym”, który po reformie administracyjnej Kościoła w Polsce, postanowił w odpowiedzi na liczne sugestie płynące z różnych stron kraju, tworzyć lokalne oddziały w poszczególnych diecezjach. I tak powstała wtedy mutacja sandomierska.
Podczas spotkania z papieżem Janem Pawłem II w 1980 r. Archiwum diecezji W jubileuszowym albumie „75 lat Gościa Niedzielnego” bp Wacław Świerzawski pisał: „Słowo jest narzędziem potężnym, zdolnym przenieść treść umysłu i serca jednego człowieka w umysł i serce drugiego. Słowo przebrzmi, ale treść zostanie. Wielka jest więc odpowiedzialność na słowo. […] Niedziela jest czasem uprzywilejowanym, by kształtować w sobie takie rozumienie chrześcijaństwa, by nauczyć się dawać dojrzałą odpowiedź na usłyszane słowo Boga. Wielką pomocą - obok homilii usłyszanej podczas Mszy świętej – może tu być dobra lektura, czyjeś pomocne słowo. „Gość Niedzielny” chce być właśnie tym słowem, które w niedzielę przychodzi do domów ludzi wierzących, by pomagać im w przyjmowaniu i głoszeniu życiem Dobrej Nowiny o zbawieniu”. Z wielką życzliwością odnosił się do redakcji ogólnej, jak i sandomierskiej. Często powtarzał nam „Tylko dobrze piszcie”.
Spacerowałem z biskupem
Rafał, mieszkaniec Radomyśla nad Sanem
„Czyj ty jesteś?” - do dziś pamiętam to pytanie, które padło od przypadkowo spotkanego w radomyskich lasach przechodnia. Zdziwiło mnie, że ma duży krzyż na piersi. Pomyślałem, że to ktoś ważny. „Nie bój się, to tylko twój biskup” - dodał, nie czekając na moją odpowiedź. Pamiętam, że speszyłem się jeszcze bardziej. Chciałem ucałować biskupi pierścień, ale nie pozwolił. Potem biskup wypytywał mnie, gdzie chodzę do szkoły, co czytam, czym się interesuję. Stałem trochę oniemiały, nie wiedząc co mówić. Odpowiadałem tylko krótkimi zdaniami. Miałem wtedy 18 lat. Gdy powiedziałem, że zbliża się matura biskup dał mi trzymany w ręce różaniec, mówiąc: „Módl się, Matka Boża ci pomoże. A gdybyś chciał iść do seminarium, to powiedz to biskupowi”.
Mijały miesiące, czasami widywałem jak biskup przyjeżdżał pospacerować po naszych lasach, ale nie miałem odwagi podejść. Chyba się bałem, bo jakoś nie czułem powołania do seminarium. Po zdanej maturze pilnowałem, kiedy biskup przyjedzie na leśny spacer. Po kilku tygodniach zobaczyłem spacerującą postać i podszedłem. „Różaniec pomógł, zdałem maturę” - powiedziałem chcąc oddać różaniec. „Niech cię prowadzi przez życie” - powiedział biskup z życzliwym uśmiechem. Wyjechałem na studia i już nie miałem okazji go spotkać. Jego różaniec towarzyszy mi do dziś.