Umarł zamknięty razem z bezcennymi księgami, archiwaliami, broniąc je do ostatniego tchnienia.
Kilka dni temu minęła 70. rocznica tragicznej śmierci dr. Michała Marczaka, dzikowskiego bibliotekarza, etnografa, historyka, profesora gimnazjalnego. Jego nagłe odejście, które nastąpiło 18 listopada 1945 r. i dziwne nieco wydarzenia towarzyszące zgonowi i pogrzebowi, do dzisiaj budzą wątpliwości co do rzeczywistej przyczyny śmierci.
Wylew czy trucizna?
Według oficjalnej wersji Michał Marczak zmarł na wylew krwi do mózgu, miała to potwierdzić sekcja zwłok przeprowadzona w tarnobrzeskim szpitalu. Jednak ustaleniom tym nie dawał do końca wiary dr Tadeusz Starostka, który wraz z przyjaciółmi zmarłego namawiał jego żonę do przeprowadzenia potajemnej, nocnej ekshumacji zwłok i ponownego ich zbadania pod kątem toksykologiczym. Chodziło o sprawdzenie treści żołądka. Pojawiły się bowiem przypuszczenia, że dzikowski bibliotekarz padł ofiarą morderstwa. Znaleziony rankiem leżał w skurczonej pozycji z widocznymi śladami zaschniętej piany na ustach. Maria Marczak nie zgodziła się, twierdząc, że jaka by nie była przyczyna śmierci męża nic i nikt go jej nie zwróci. W oświadczeniu, jakie w marcu 1959 r. skierowała wraz z córką do Milicji Obywatelskiej, która prosiła je o wyjaśnienie kilku kwestii związanych z okolicznościami śmierci jej męża oraz jego pracą bibliotekarza dzikowskiego, zaznaczyła, że „zgon Męża był tragicznie nagły i niespodziewany, ale wylewy krwi do mózgu są spotykanymi wypadkami i wobec stanu zdrowia Męża, tego właśnie zawsze” obawiała się i „że zapewnienia obojga lekarzy” uznała za rozstrzygające całą sprawę. Wspomniała jednak o rozmowie z majorową Józefą Ordykową, jaką odbyła na początku listopada 1945 r. podczas swej bytności w Tarnobrzegu, w trakcie której usłyszała, że „są i źli ludzie, którzy starają się Mu [M. Marczakowi – przyp. MW] dokuczyć”. O kogo chodziło, nie wiadomo, żadne nazwiska bowiem z ust pani majorowej nie padły.
"Kronika polska" mistrza Wincentego Marta Woynarowska /Foto Gość
W hołdzie
– Są dwa główne powody, które skłoniły nas do przygotowania wystawy prezentującej część księgozbiory dzikowskiego, przechowywanego od kilkudziesięciu lat w Bibliotece Jagiellońskiej – wyjaśnia Tadeusz Zych, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega. – Przed paroma dniami przypadła okrągła rocznica tragicznej śmierci niestrudzonego badacza i obrońcy dzikowskich zbiorów bibliotecznych i archiwalnych, to jeden powód, a drugi to scalanie w Dzikowie rozproszonej po II wojnie światowej dzikowskiej kolekcji. Kiedy pan Jan Tarnowski zaproponował przejęcie przez muzeum swoich zbiorów bibliotecznych, które od końca lat 40. XX wieku znajdowały się w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, po krótkim zastanowieniu uznałem, że jest to świetna okazja do wyeksponowania ich w zamku dzikowskim. Mam świadomość, że jest to księgozbiór należący do jednych z najważniejszych dla historii i kultury polskiej.
Rękopisy, bo o nich mówimy, były bardzo rzadko prezentowane. Dlatego, gdy zdarza się okazja jedna na kilkadziesiąt lat, trudno z niej nie skorzystać.