W Bibliotece Pedagogicznej w Tarnobrzegu prezentowana jest wystawa "Wołyń - Tarnobrzeg. Blisko czy daleko?"
Na ekspozycji znalazło się blisko 30 zdjęć autorstwa Romana Pawluka z Łucka, ukazujących wołyńskie miasta i krajobrazy, opatrzone obszernym komentarzem poświęconym związkom łączącym miasto Leliwitów z ziemią wołyńską.
Marta Woynarowska: Kiedy odkrył Pan pasję fotograficzną?
Roman Pawluk: Zacząłem fotografować w dojrzałym wieku. Swój pierwszy aparat w życiu miałem po przekroczeniu trzydziestki. Wcześniej korzystałem ze sprzętu, który pożyczałem od znajomych, i były to jeszcze aparaty analogowe. Źródła zainteresowania fotografowaniem należy chyba upatrywać w moim zamiłowaniu do malowania, rysowania, które miałem od dzieciństwa, oraz kolekcjonowaniu widokówek i przewodników z miejsc odwiedzanych podczas podróży z rodzicami zarówno po Ukrainie, jak zagranicy. Kupno pocztówek było żelaznym punktem każdego wyjazdu. Później zaś uwielbiałem je w spokoju oglądać. Dzisiaj moje zdjęcia przypominają mi tamte karty pocztowe, fotografie z kolorowych przewodników, gdyż zawierają podobne elementy - zabytki, krajobrazy, widoki miast.
Stare Miasto w Łucku w porannej mgle. Roman PawlukJakie tematy w fotografii interesują Pana najbardziej?
Odpowiedź na to pytanie można znaleźć na wystawie w Bibliotece Pedagogicznej w Tarnobrzegu. Najbardziej lubię fotografować architekturę, nie zawsze będącą obiektem zabytkowym, widoki miast oraz przyrodę i krajobrazy. I to wszystko prezentowane jest w Tarnobrzegu - zabytki Łucka, Krzemieńca, Ołyki, weduty tych miejscowości oraz wołyński krajobraz, który jest mocno zróżnicowany - od pełnego jezior, meandrujących rzek, lasów i wydm Polesia Wołyńskiego, po łagodne pagórki, wzgórza Wołynia właściwego. To są tematy przewodnie moich zdjęć. Chociaż ostatnio zainteresowała mnie fotografia makro.
Co najbardziej lubi Pan w fotografii?
Moment, kiedy nagle dojrzę motyw, będący gotowym obrazem. Nie fotografuję np. jakiegoś zamku, zabytkowego kościoła dla nich samych. Zanim ustawię kadr i nacisnę migawkę muszę ulec czarowi danego miejsca, motywu, światła. Dlatego zdarza się, że mimo iż mam przed sobą ładny obiekt, to jednak nie sięgam po aparat, gdyż brakuje tego czegoś. Poszukiwanie fabuły zdjęcia jest najprzyjemniejszą chwilą. Można to porównać do procesu malowania.
Pole na stokach Gór Pełczańskich. Roman PawlukZ Pańskich zdjęć ewidentnie przebija miłość do rodzinnych stron - Wołynia. Co Pana w nim urzeka najbardziej?
W moim zamiłowaniu do Wołynia nie ma niczego oryginalnego. Większość osób darzy wszak swoje rodzinne strony sentymentem. W moim przypadku to nie była miłość oczywista, od pierwszego wejrzenia. Przyszła z czasem, kiedy jako dojrzały człowiek zacząłem dostrzegać i doceniać unikalność krajobrazu. Będąc dzieckiem, czy jeszcze w młodym wieku, lasy, jeziora, meandrujące rzeki, wśród których położone są Maniewicze, moje rodzinne miasto, wydawały się oczywistością, czymś naturalnym, wręcz banalnym. Dopiero podróże po Ukrainie i za granicę uświadomiły mi, że nigdzie nie znajdę takich wydm jak tutaj, różniących się od widzianych nad Bałtykiem, takich lasów, odmiennych od rosnących np. w Karpatach, całych wiosek z drewnianą zabudową.