W sanktuarium św. Wojciecha w Bielinach trwają intensywne prace przy konserwacji polichromii.
Prowadzona przez kilka sezonów renowacja późnobarokowej polichromii w kościele parafialnym w tym roku dobiegnie końca. Obecnie konserwacji poddawane są malowidła przy chórze w nawie głównej. Prace mogą być prowadzone dzięki ofiarności parafian oraz dotacji przyznanych przez urząd marszałkowski w Rzeszowie, a także konserwatora wojewódzkiego oraz władz gminy. Ogromna w tym zasługa ks. proboszcza Wojciecha Szpary szukającego różnych, dodatkowych źródeł finansowania. Koszty konserwacji i remontu kościoła są bowiem niemałe. Ponadto, doskonale znając wartość historyczną i artystyczną zabytkowej świątyni, pragnie kontynuować i dokończyć dzieło rozpoczęte przez poprzednika śp. ks. Jana Jagodzińskiego.
- Tak jak to było w prezbiterium, od którego zaczynaliśmy nasze działania, następnie w nawie głównej, tak i teraz moją autorską metodą parową zmywamy przemalowania dokonane podczas konserwacji w latach 70. ubiegłego wieku i w XIX stuleciu. Okazało się, że zespół konserwatorów krakowskich, pracujący podczas ostatniej renowacji, zastosował żywice syntetyczne, które bardzo ciężko jest zmyć. Na szczęście po roku samodzielnych prób udało mi się wypracować metodę z zastosowaniem myjek parowych, dzięki której można dokładnie je usunąć nie uszkadzając oryginalnej warstwy malarskiej. Oprócz zdjęcia wtórnych przemalowań, zabezpieczamy polichromię przed grzybami, które niestety przy sprzyjających im warunkach pojawiały się na ścianach. Jest to prawdopodobnie jeszcze efekt XIX-wiecznej konserwacji przeprowadzonej przez Teofila Kopystyńskiego, który użył nie do końca dobrze przygotowanej kazeiny wapiennej, co spowodowało erozję biologiczną. Zespół, który działał w latach 70. XX stulecia w dokumentacji zawarł informacje o grubej warstwie grzybów - wyjaśnia Elżbieta Graboś, konserwator dzieł sztuki, pracująca przy odnawianiu polichromii w Bielinach od kilku lat.
Obecnie prace skoncentrowały się wokół chóru, w tym partiach dolnych przy wejściu głównym, gdzie malarz umieścił sceny ukazujące męki piekielne.
- Boleję bardzo, że nie natrafiliśmy, jak na razie na podpis autora fresków, który rozwiałby wszelkie wątpliwości. Jak na razie, wciąż przypisujemy je hipotetycznie Stanisławowi Stroińskiemu, malarzowi urodzonemu w 1719 roku, działającemu przede wszystkim na południowo-wschodnim obszarze ówczesnej Rzeczypospolitej, m.in. w katedrze lwowskiej - mówi Elżbieta Graboś, konserwator dzieł sztuki,
Na autorstwo Stanisława Stroińskiego wskazano w XIX wieku. Być może, jak przypuszcza Elżbieta Graboś, istniały wówczas jakieś źródła, które nie zachowały się do naszych czasów.
- Mamy za to, tak po cichu przypuszczam, autoportret malarza umieszczony na skórze trzymanej przez św. Bartłomieja. Wizerunek na skórze zupełnie odbiega od rysów męczennika. I nawet wiek zgadzałby się, albowiem w chwili powstawania polichromii w Bielinach Stroiński był 50-letnim mężczyzną, tak jak ten z fresku - snuje przypuszczenia konserwatorka.
Konserwatorzy wtórne przemalowania usuwają za pomocą myjek parowych. Marta Woynarowska /Foto GośćNiemniej, bez względu na nazwisko autora, można śmiało stwierdzić, iż polichromia wyszła spod ręki znakomitego artysty, doskonale obeznanego z techniką al fresco, ale także malarstwem sztalugowym, o czym świadczy impastowe nakładanie farb w niektórych partiach, malującego przy tym ulotną plamą i jak mało kto potrafiącego oddać powietrze i grę światła. Jego malowidła są nim przepełnione. Pracująca przy nich E. Graboś określa je jako freski w 3D. W niektórych partiach widoczny jest udział innych osób, zapewne uczniów głównego autora, którzy mieli odmienny temperament od swego mistrza, co widoczne jest w starannym cyzelowaniu detali.
Polichromia przedstawia dzieje zbawienia. Na sklepieniu prezbiterium widnieją sceny związane z narodzeniem Jezusa Chrystusa, w nawie zaś ukazane jest niebiańskie Jeruzalem.