W grupie ponad 6,6 tys. Polaków uhonorowanych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, będącym wyrazem bezgranicznej wdzięczności i hołdem oddawanym przez ocalonych z Zagłady, są także osoby pochodzące z naszego regionu.
15 ocalonych istnień
Kiedy w 1942 r. hitlerowcy przystąpili do likwidacji staszowskiego getta, mieszkający w nim Żydzi zaczęli uciekać, szukając schronienia u polskich rodzin. Tak pewnego jesiennego dnia do domu Marii Szczecińskiej zapukali i poprosili o pomoc Nachman i Samuel Winerowie. Później jeszcze kilkakrotnie otwierała drzwi swego domu, by dać schronienie kolejnym osobom. Przez 22 miesiące ukrywała 15 Żydów. O heroicznej postawie pani Marii oraz jej syna Jerzego przypomina tablica poświęcona mieszkańcom ziemi staszowskiej, którzy nie wahali się udzielić pomocy swoim żydowskim sąsiadom. Oprócz nazwiska Szczecińskich widnieje na niej 21 innych. Maria Szczecińska przyjechała do Staszowa w 1930 r. po śmierci swego męża Grzegorza. Mieszkali i pracowali od paru lat na stacji w Antonówce niedaleko Sarn, tuż przy ówczesnej granicy Polski ze Związkiem Sowieckim. Oboje urodzili się na Kresach Wschodnich - ona w Brześciu, on zaś w Kamieńcu Podolskim. Poznali się w Petersburgu, gdzie oboje pobierali nauki. Panna Kubinkiewicz wpadła w oko Grzegorzowi. Po ślubie osiedli w Brześciu, tam na świat przyszła czwórka ich dzieci. Najmłodsza Ida urodziła się już po przenosinach do Antonówki. Śmierć męża zmusiła Marię Szczecińską do poszukiwania pracy. Znalazła ją w Staszowie, gdzie została kierowniczką ekspedycji towarowej. Kolej zadbała również o lokum - był to budynek położony nieco na uboczu, co za kilkanaście lat okazało się błogosławieństwem dla szukających pomocy Żydów. Po przyjęciu pod swój dach Winerów, a potem kolejnych osób, konieczne okazało się wykopanie bunkra. Nie była to sprawa prosta, gdyż trzeba było jakoś zakamuflować kilkaset wiader wybranej ziemi. „Było to pomieszczenie 3 m długie i 2 m szerokie. Wysokość z uwagi na podmokły teren była bardzo niska. Można w nim było tylko siedzieć lub klęczeć” - pisał w 1981 r. Jerzy Szczeciński w uzasadnieniu dołączonym do listu skierowanego do Instytutu Yad Vashem z prośbą o umieszczenie swej rodziny na liście zasłużonych dla ratowania Żydów.
Ida Szczecińska-Żmuda, córka Marii Szczecińskiej Archiwum EKOSAN
Przebywający w kryjówce wychodzili z niej na noc, ale nie wszyscy, tylko część, by móc położyć się spać. Właz do schronu znajdował się w pokoju pod łóżkiem. Za każdym razem, by go otworzyć, trzeba było przestawiać meble. Jak wspominała córka Marii Szczecińskiej Ida Szczecińska-Żmuda, z czasem wielkim problemem okazało się zdobywanie pożywienia dla tak licznej gromady ludzi. Początkowo, kiedy ukrywający się dysponowali jeszcze pieniędzmi, dawali je pani Marii na zakup żywności, z czasem jednak ich oszczędności wyczerpały się i pozostali bez grosza przy duszy. Maria Szczecińska, mimo że miała skromną pensję, potrafiła jednak wyżywić dodatkowych 15 osób, znajdując na to dobry sposób. Aby ukryć spożycie np. chleba, przekraczające znacznie zapotrzebowanie swojej sześcioosobowej rodziny, postanowiła otworzyć bufet dla podróżnych. Przynosił on nie tylko dodatkowy dochód, ale również żywność, której zużycie łatwo było w ten sposób ukryć. Poza tym stały kontakt z kolejarzami, konwojentami pozwalał na zdobycie niektórych artykułów. Menu było dość krótkie, bo na talerzu gościły zazwyczaj ziemniaki oraz kasza, do których serwowano mleko. Chleb i mięso należały do rarytasów. Wszyscy członkowie rodziny Szczecińskich doskonale zdawali sobie sprawę z zagrożenia, jakie niosło ukrywanie Żydów. Dwa lata życia w ciągłym napięciu odbiło się później na zdrowiu niektórych z nich. Trzy wydarzenia zapadły szczególnie w pamięci ratujących. Ktoś doniósł Niemcom, że wdowa mieszkająca na kolei ukrywa Żydów. Tak się złożyło, że oprócz Marii Szczecińskiej była jeszcze jedna kobieta, która po śmierci męża samotnie wychowywała dzieci. I to na nią padło podejrzenie. Hitlerowcy zdemolowali jej dom, ale nikogo nie znaleźli. Szczęśliwie mieszkanie Szczecińskich pominęli. Kryjówkę u Szczecińskich Żydzi opuścili już pod sam koniec niemieckiej okupacji. Wyjście na wolność dla dwójki z nich było jednak tragiczne. Róża Goldberg (lub Goldflus) oraz jej narzeczony Roman Segał zginęli od wybuchu niemieckiej bomby. Drogi ocalonych porozchodziły się. Jedni wyjechali do Stanów Zjednoczonych, Kanady, inni zaś wybrali Izrael. „Co skłoniło naszą rodzinę do ratowania Żydów? W tym wypadku jest jedna i krótka odpowiedź! Nieszczęście, w jakim znaleźli się Żydzi, i nasze człowieczeństwo oraz głęboka wiara w Boga, który uczy nas miłosierdzia i dobroci, to jedyny chyba przyczynek do udzielania pomocy” - wyjaśniał Jerzy Szczeciński motywy heroicznej postawy swej mamy i rodzeństwa.