Poznawali się i zakochiwali w czasach i miejscach, które miłości nie sprzyjały. Wbrew, zdawałoby się, zdrowemu rozsądkowi, w imię uczucia narażali siebie, jakby chcieli zamanifestować, że mimo starań oprawców zachowali w sobie człowieczeństwo.
Jerzy Bielecki trafił do Auschwitz z pierwszym transportem 14 czerwca 1940 roku, otrzymując numer obozowy 243. Miał 19 lat. Dzięki pomocy ze strony wielu ludzi, w tym mieszkańców okolicznych miejscowości, członkom organizacji charytatywnych, przeżył w tym piekle cztery lata, mimo iż już podczas pierwszego apelu usłyszał, że ma przed sobą trzy miesiące życia.
Cyla Cybulska trafiła do obozu razem z mamą i młodszą siostrą 21 stycznia 1943 roku. Odtąd jej imię i nazwisko brzmiało 28558. Jeszcze tego samego dnia mama i siostra zginęły w komorze gazowej. Z całej rodziny ocalała tylko ona. - Trafiła do pracy przy cerowaniu worków w jednym z magazynów paszowych, gdzie pracował m.in. Jerzy Bielecki. Tam on oraz jego dwaj przyjaciele, Kazimierz Jankowski i Marian Wudniak, poznali swoje ukochane. Cylę i Jerzego połączyła miłość od pierwszego wejrzenia - mówi Piotr Duma. - W ucieczce Jerzemu pomógł jeszcze inny przyjaciel Tadeusz Srogi, który dostarczył mu umundurowanie esesmana i stosowną przepustkę. Wyszli z obozu jako esesman odprowadzający więźniarkę na przesłuchanie. Po wielu perturbacjach dotarli do Muniakowic, domu krewnych Jerzego. Ten postanowił wstąpić do partyzantki, bo tak nakazywał mu honor i powinność wobec ojczyzny, Cyla zaś miała się ukrywać we wsi Przemęczany-Gruszów. Po wycofaniu Niemców Cyla czekała na powrót Jerzego.
Cyla Cybulska, zdjęcie z czasów wojny http://www.jerzybielecki.com/ Jerzy Bielecki, zdjęcie z czasów wojny http://www.jerzybielecki.com/ - Niestety jakieś niedomówienia albo czyjaś zła wola doprowadziła do rozstania zakochanych - mówił Piotr Duma. - Ona dowiedziała się, że Jerzy zginął podczas walk z hitlerowcami, jemu zaś powiedziano, że Cyla wyjechała do Szwecji i tam zmarła.
Dziewczyna postanowiła wyjechać do Łomży do swojej ciotki. W pociągu poznała swojego przyszłego męża, Dawida Zacharowicza. Opuścili Polskę, wyjeżdżając najpierw do Szwecji, a potem do Stanów Zjednoczonych, gdzie osiedli na stałe. Przez kilkadziesiąt kolejnych lat, mimo że założyli rodziny, pamiętali o sobie. Ona każdego 1 listopada zapalała świeczkę dla Jerzego, on szukał jej na wszelkie sposoby. Dopiero w 39 lat później, dzięki pracującej u Cyli Polce, cudem odnaleźli się. Któregoś pracownica Cyli, słuchając wspomnień swej chlebodawczyni, przypomniała sobie program w telewizji, który jako żywo opowiadał jej historię. Przypomniała sobie nawet nazwisko bohatera występującego w nim - Jerzego Bieleckiego i że pracuje w Nowym Targu. Niebawem pan Jerzy odebrał telefon. W słuchawce panowała cisza, po chwili usłyszał ciche łkanie. Dwa razy powiedział: „słucham”. Dopiero wtedy padło cichutkie: „Juracku, to ja. To twoja Cylutka”. W kilka tygodni później, 8 czerwca 1983 roku, Jerzy Bielecki stał na warszawskim lotnisku z bukietem 39 czerwonych róż, po jednej za każdy rok rozłąki.
- O miłości Cyli i Jerzego powstał film, który nawet największego twardziela nie pozostawi obojętnym - zauważa Piotr Duma.
Cyla Cybulska zmarła w lutym 2006 roku, w październiku pięć lat później dołączył do niej Jerzy.
Jerzy Bielecki po wojnie założył Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich, którego był honorowym prezesem. W 1985 roku zaś został uhonorowany za pomoc Żydom w czasie II wojny Medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Ponadto był Honorowym Obywatelem Państwa Izrael. W 2006 roku znalazł się w grupie byłych więźniów Auschwitz, którzy spotkali się z ojcem świętym Benedyktem XVI przed Ścianą Śmierci na dziedzińcu bloku 11.