- We współczesnym społeczeństwie pokutuje obraz siostry zakonnej smutnej, czasem wyobcowanej. Tymczasem życie zakonne daje wielką duchową i życiową satysfakcję - podkreśla siostra Lena, dominikanka.
Mój wybór
- Myślę, że każda z sióstr ma w swojej historii życia i powołania ten pierwszy dzień, kiedy pomyślała „a może właśnie życie zakonne”. W mojej historii, takim czasem była pielgrzymka pieszą, na którą poszłam. Miałem wtedy 13 lat. W grupie szły dwie siostry zakonne. W szkole religii uczyły mnie siostry-katechetki, ale to była relacja uczeń-nauczyciel, na pielgrzymce zobaczyłam siostry w takiej zwykłej, codziennej rzeczywistości. Zafascynowały mnie tym, jak żyły i co mówiły. To było bardzo mocne świadectwo. Był to także rok pielgrzymki do Polski papieża Jana Pawła II, którą osobiście bardzo przeżyłam. Jak się okazało były to pewne składowe, które złożyły się na późniejszy mój wybór. Szkoła średnia, studia, to był ten czas dojrzewania decyzji. Nie ukrywam, że wtedy w internecie szukałam informacji o różnych zgromadzeniach. Przyszedł jednak taki czas, kiedy podczas moich studiów (matematycznych) już tęskniłam za zakonem. Po skończeniu uniwersytetu podjęłam ostatecznie decyzję wyboru tej drogi. Dla mnie była ona konsekwencją tego, co rozgrywało się w moim sercu, jednak dla najbliższych było to duże zaskoczenie. Gdy oznajmiłam moim rodzicom swoją decyzję, po raz pierwszy widziałam płaczącego ojca. Byli zaskoczeni i chyba pełni obaw, bo nie znali życia zakonnego. Jak już byłam w zgromadzeniu, gdy dzwoniłam do domu, to często pytali, czy nie wracam – opowiada siostra Lena. Podkreśla, że często we współczesnym społeczeństwie pokutuje obraz siostry zakonnej smutnej, czasem wyobcowanej. Tymczasem życie zakonne, jak opowiada, jest piękne, radosne i dające wielką duchową i życiową satysfakcję. – Wiele osób z moich znajomych nie było zaskoczonych moją decyzją, chyba ją przeczuwali. Dziś wiedzą, że jestem szczęśliwa w moim wyborze – dodaje siostra Lena.
Odkrywanie samej siebie
Historia powołania pochodzącej z Tarnowa siostry Kazimiery, to połączenie historii naukowca z losem nawrócenia św. Pawła. – Jak każde dziecko miałam marzenia bycia lekarzem, nauczycielką, aktorką, siostrą zakonną oraz naukowcem-fizykiem? Już jako licealistka bardzo mocno zaangażowałam się w pracę naukową, do tego stopnia, że miałam zaplanowane, jakie skończę studia, z czego zrobię doktorat, jakie badania i artykuły będę pisała – opowiada z uśmiechem młoda dominikanka. Będąc w liceum miała chłopaka, ułożone plany. Nie spodziewała się, że w misternie i dokładnie ułożony życiowy plan wejdzie ze swoją siła Pan Bóg. – Swój Damaszek przeżyłam 6 stycznia 2008 r. w kościele akademickim, był to moment, w którym poczułam niemal dotknięcie Pana Boga i Jego słowa: „co ty wyrabiasz? Ty jesteś moja”. Już wtedy wiedziałam, że z chłopakiem muszę się rozstać a kariera naukowa musi być odłożona. Jednak trochę powalczyłam jeszcze z Panem Bogiem. Stwierdziłam, że muszę pojechać na rekolekcje, by rozeznać to moje powołanie. Tak się złożyło, że mimo załadowanego kalendarza, przypasowały mi rekolekcje u Dominikanek w Białej Niżnej. Tam jeszcze bardziej przekonałam się, że tym moim zgromadzeniem mają być właśnie te siostry – opowiada siostra Kazimiera. Jak dodaje, tym, co najbardziej zaskakuje po przekroczeniu furty klasztornej, to odkrycie na nowo samej siebie. – Wiele osób obawia się życia zakonnego, z tego względu, że boją się zmian w samych sobie. Formacja osobista i praca nad sobą pozwalają nabrać dystansu do swoich słabości, a w pełni zaufać Panu Bogu. Nie jest to wbrew pozorom łatwe, ale także i nie jest niemożliwe. Dla mnie życie konsekrowane jest drogą mojego życia, drogą do świętości i ukazywaniem światu, czym jest niebo tutaj na ziemi – dodaje siostra Kazimiera.