– Głowa i nogi od kolan w dół były przebarwione krwią. Twarz posiniaczona. Widać było, że bardzo cierpiał. Byłam pewna, że stoję obok męczennika i świętego – wspomina s. Aniela Niemiec.
Przed 33 laty trzy siostry szarytki z białostockiej parafii katedralnej jako jedne z pierwszych zobaczyły zmasakrowane ciało ks. Jerzego, zamordowanego przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Dziś dwie z tych sióstr pracują na terenie naszej diecezji – s. Aniela Niemiec posługuje w Domu Pomocy Społecznej w Kurozwękach, zaś s. Maria Bereza pracuje w Kobylanach. Trzecią z sióstr przygotowujących ciało umęczonego kapłana w prosektorium Medycyny Sądowej w Białymstoku była s. Barbara Lisowska.
Ogarniał nas lęk
Siostry do dziś w szczegółach pamiętają zdarzenia, które rozegrały się po odnalezieniu ciała ks. Jerzego Popiełuszki. – Pracowałam wtedy w Białymstoku. Był to czas, kiedy cała Polska żyła uprowadzeniem ks. Jerzego. W wielu kościołach modlono się w intencji tego kapłana. 2 listopada 1984 roku koło południa ks. Cezary Potocki, kanclerz kurii, poprosił naszą przełożoną, s. Barbarę Lisowską, o pomoc sióstr, które uczestniczyłyby w ubieraniu do trumny ciała zamordowanego ks. Jerzego. Ustaliłyśmy, że pojedziemy we trzy: s. Barbara Lisowska, s. Maria Bereza i ja. Miałyśmy się zgłosić o 13.00 przed budynkiem kurii. Stamtąd zabrał nas samochód i pojechaliśmy do budynku Medycyny Sądowej, ale nie wpuszczono nas do środka. Obok stało kilka samochodów milicyjnych. Ksiądz kanclerz oraz towarzyszący mu księża pojechali do prokuratury, aby wyjaśnić sprawę. Razem z nami czekały także samochód z rodziną ks. Jerzego oraz karawan z trumną na ciało zamordowanego kapłana – wspomina s. Aniela Niemiec.
– Po powrocie księży milicjanci utorowali nam drogę. Do budynku weszliśmy pod czujnym okiem Służby Bezpieczeństwa. Jak pamiętam, ogarniał nas coraz większy lęk. Funkcjonariusze poprosili, aby rodzina ks. Jerzego została na korytarzu, a nas przeprowadzili do kolejnego pomieszczenia. Księża przeszli dalej, a my przez uchylone drzwi zobaczyłyśmy ciało leżące na wózku i przykryte prześcieradłem. Tam jeszcze fotografowano zwłoki. Potem poproszono nas do innego pomieszczenia, w którym miałyśmy zająć się ciałem zamordowanego – opowiada s. Maria Bereza.
Chcieli przypudrować twarz
– Kiedy odkryto prześcieradło, zobaczyłyśmy, że ciało było torturowane. Głowa i nogi od kolan w dół były czerwone, aż fioletowe. Świadczyło to, jak wiele zadano mu bólu i cierpienia. Dwaj sanitariusze wycierali jego ciało i twarz. W mojej pamięci zostało wspomnienie, że ciało ks. Popiełuszki wyglądało jak ciało Chrystusa zdjęte z krzyża. Przystąpiłyśmy do ubierania ciała w strój kapłański: sutannę, albę, ornat. Jedna z nas sprzeciwiła się, gdy chciano mu przypudrować twarz, aby nie było widać pozostawionych ran – opowiada s. Aniela. – Potem przyprowadzono starszego brata ks. Jerzego, by zidentyfikował zwłoki. Pamiętam, jak patrzył na trzymaną w rękach fotografię i bacznie przypatrywał się ciału. Dopiero po chwili potwierdził, że to ciało jego brata, ks. Jerzego – dodaje s. Maria. Jak wspomina, do sutanny ks. Jerzego przypięto trzy metalowe znaczki: wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, napis „Solidarność” i „Msza św. za Ojczyznę”. Na czerwonym ornacie położno drewniany krzyż, a ręce obwiązano białym różańcem. – Ubranego zamordowanego kapłana przewieziono do kolejnego pomieszczenia. Tam włożono ciało do podwójnej trumny, drewnianej i metalowej, a następnie przewieziono je do kaplicy na ostatnie pożegnanie przez najbliższą rodzinę i rodziców kapłana – dodaje s. Maria. – W kaplicy najbardziej zapamiętałam zachowanie i postawę Marii Popiełuszko, mamy ks. Jerzego. Patrząc na nią, wyobrażałam sobie Matkę Bożą przyjmującą ciało umęczonego syna. Po krótkim nabożeństwie żałobnym trumnę zamknięto i opieczętowano. Księża wzięli ją na swoje ramiona i skierowali się ku wyjściu. Gdy tylko uchylono drzwi wyjściowe, ludzie w jednej chwili przejęli trumnę i nieśli ją wysoko na rękach. Zapalone znicze i rozłożone kwiaty tworzyły aleję wyjazdową. Białostoccy taksówkarze przy włączonych klaksonach odprowadzali ks. Jerzego. Wydarzenia sprzed 33 lat dobrze pamięta bp Krzysztof Nitkiewicz, który wówczas był diakonem przy parafii katedralnej, gdzie pracowały siostry szarytki. Ksiądz biskup osobiście spotkał ks. Jerzego Popiełuszkę podczas swojej praktyki diakońskiej, miesiąc przed męczeńską śmiercią kapłana.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się