Nie myślał o misjach. Tym bardziej o nich nie marzył. Ta myśl przyszła nagle i trwa. Jak sam podkreśla jest człowiekiem niesłownym, bo początkowo miał jechać do Kamerunu na 6 lat, a zrobiło się już trzydzieści
W tym roku pochodzący w Woli Raniżowskiej bp Jan Ozga obchodzi jubileusz 30-lecia pracy na misjach i 20-lecia posługi biskupiej w diecezji Doumé Abong-Mbang w Kamerunie.
– Moje powołanie misyjne jest powołaniem pawłowym, przyszło niespodziewanie, a nawet nagle, jest mocne i trwa – podkreśla z uśmiechem bp Jan Ozga.
Bp Jan Ozga ks. Tomasz Lis /Foto Gość Był to maj w 1985 r. kiedy pracował w parafii w Łańcucie. Konferencja Episkopatu Polski chciała odpowiedzieć na apel Jana Pawła II o misjonarzy i chciano wysłać z Polski 100 misjonarzy „fidei donum” jako dar Kościoła w Polsce po Kongresie Eucharystycznym we Wrocławiu. – Tej niedzieli proboszcz poprosił mnie, abym odczytał ogłoszenia parafialne na jednej z Mszy św. Gdy podszedłem do ambonki, na jednej z kartek wyczytałem „100 misjonarzy z Polski dla papieża” i hasło „Do końca ich umiłował”. Wiedziałem, że pojadę na misje. Gdy po Mszy św. powiedziałem do jednego z wikariuszy: „słuchaj Staszek, jadę na misje”, on szeroko otworzył oczy i nie mógł uwierzyć – opowiada bp Jan Ozga.
Za kilka dni zgłosił swoją kandydaturę do abp J. Tokarczuka, który wyraził zgodę. – Pojechaliśmy z diecezji we trzech: ks. Jerzy Jakubiec, ks. Mieczysław Czudec i ja. Mnie wyznaczono, abym pojechałem zmienić ks. Karola Brysia, który był w Kamerunie od lat i prosił o podmianę ze względu na stan zdrowia. I tak trafiłem do Kamerunu – dodaje.
Król Maków
Jak opowiada, pierwsze lata nie były łatwe. Inny kraj, inna kultura i klimat, który bardzo daje się we znaki europejskim misjonarzom.
Bp Jan Ozga Archwium misyjne – Pracowaliśmy w plemieniu Maka, to jedno z najsłynniejszych plemion, które praktykuje jeszcze kanibalizm. Są to ludzie lasu, a człowiek lasu jest ostrożny i nieufny, bo w każdej chwili zagraża mu niebezpieczeństwo. W lesie zwrotnikowym trzeba ciągle uważać na żmije, skorpiony, szympansy i inne dzikie zwierzęta. Przez pierwszych pięć lat, moi parafianie przyglądali mi się. Byłem pośród nich, sprawowałem Mszę św., czasem pomagałem leczyć, ale rzadko, bo byli nieufni. Nie przychodzili na rozmowy, ale mnie akceptowali. I to naprawdę były dla mnie trudne lata – opowiada bp J. Ozga. Po pięciu latach nadszarpnięte zdrowie wymagało wyjazdu do Polski i podreperowania go.
Od dwudziestu lat posługuje jako biskup diecezjalny Archwium misyjne – Podczas jednej z Mszy św. powiedziałem im, że wyjeżdżam do Polski, bo muszę się wyleczyć. Usłyszałem wtedy tylko pomruk akceptacji. W kulturze afrykańskiej jest przeświadczenie, że jeśli jesteś chory, musisz wracać do miejsca swojego urodzenia, bo tam najszybciej wrócisz do zdrowia. Stąd wynikała ich akceptacja mojego wyjazdu. Kolejna zasada afrykańska brzmi: nie wracaj tam, gdzie spotkało cię nieszczęście. Myślę, że moi parafianie nie zakładali, że po powrocie do zdrowia powrócę do nich. Gdy zobaczyli, że wróciłem, byli zaskoczeni, ale bardzo pozytywnie. I właśnie wtedy mnie zaakceptowali. Zaakceptowali to, kim jestem i to, co im przynoszę, czyli wiarę i Ewangelię. To wtedy otrzymałem bardzo zaszczytny i honorowy tytuł króla Maków. Po dodaniu tego tytułu moje imię w kulturze Maka brzmi: Ozga Jan Mgele – dodaje z uśmiechem biskup misjonarz. Na obecnym terenie diecezji Doumé-Abong' Mbang, gdzie posługuje bp Ozga, zamieszkuje 12 plemion. Do tej pory biskup otrzymał honorowy tytuł od trzech kolejnych plemnion. – Kiedyś będę musiał tak zestawić te moje wszystkie imiona w szereg, myślę, że wyjdzie całkiem długi i ciekawy zestaw – dodaje z uśmiechem.