Pół wieku temu trzy siostry, mieszkanki Ostrowca Świętokrzyskiego w jednym tygodniu tego samego roku wyszły za mąż. Teraz obchodziły złote gody.
Tę historię napisało samo życie, choć może się wydawać opowieścią z Harlequina. Jej reżyserem była miłość, która sprawiła, że ponad pół wieku temu, trzy rodzone siostry stanęły na ślubnym kobiercu.
A wszystko wydarzyło się w jednym tygodniu upalnego sierpnia 1966 r. Mimo upływu lat, jak się okazuje, ani na trochę ta miłość nie wygasła, lecz promieniuje na całe ich rodziny.
- To były spontaniczne decyzje. Wcale nie umawiałyśmy się z siostrami, co do daty naszych ślubów. Wszystko dobrze się potoczyło i możemy mówić o małżeńskim szczęściu - przyznaje Barbara Warych.
Podczas uroczystej gali w Urzędzie Stanu Cywilnego w Ostrowcu Świętokrzyskim trzy siostry wraz z małżonkami: Barbara i Wiesław Warychowie, Urszula i Stanisław Rycombelowie oraz Ewa i Johannes Schuijl otrzymały od prezydenta miasta Jarosława Górczyńskiego nadawane przez prezydenta RP medale „Za długoletnie pożycie małżeńskie”.
Życie pisało te historie
Archiwalne zdjęcie ślubu Urszuli i Stanisława Rycombel Archiwum prywatne - Ja swojego przyszłego męża poznałam w Ostrowcu Świętokrzyskim na weselu mojej koleżanki, która wychodziła za jego kolegę. Pracowałam wtedy w banku, a Staszek odbywał służbę wojskową. Jego rodzinne korzenie sięgają na Wileńszczyznę, gdzie trafił jego ojciec, jako wojskowy. Tam poznał przyszłą małżonkę i pozostał na kresach. Jednak po wojnie wrócili do Ostrowca jako repatrianci. Podczas wspominanego wesela koleżanki nie poznałam go, bo był bez munduru, a wcześniej widziałam go tylko w mundurze. Zwrócił moją uwagę, bo był naprawdę przystojny. Po chwili zaprosił mnie do tańca i proszę sobie wyobrazić, że od razu zapytał: a kiedy będzie nasz ślub? Oczywiście roześmiałam się, ale zaczęliśmy się spotykać. Niestety początkowo nie było to częste, bo Staszek wracał do jednostki, a ja oprócz pracy grałam jeszcze w teatrze amatorskim. Jednak codziennie dostawałam od niego kartkę pocztową z życzeniami i miłymi słowami - opowiada pani Urszula Rycombel.
Jak mówi, z mężem spotykali się przez kolejne kilka lat i ich miłość jeszcze bardziej rozkwitała. - Doszliśmy do wniosku, że chcemy się pobrać. Okazało się, że także starsza siostra Basia także planuje ślub. Początkowo nawet chciałyśmy, aby odbyło się to wspólnie, jednak wiele osób mówiło, że to nie przynosi to szczęścia, by siostry wydawały się za mąż tego samego dnia. Więc stanęło na tym, że Basi wesele będzie 14 sierpnia, a moje 20 - dodaje pani Urszula.
Archiwalne zdjęcie ślubu Barbary i Wiesława Warych Archiwum prywatne Pani Barbara swojego przyszłego męża poznała w pracy, na wydziale montowni w ostrowieckiej hucie.
- Wiesław przyszedł do pracy po odbyciu służby wojskowej i pracował na tym samym wydziale. Poznaliśmy się przez koleżankę, która pochodziła z tej samej miejscowości co on, z Częstocic koło Szewnej. Ona powiedziała, że to bardzo fajny chłopak. I tak zaczęliśmy się spotykać. Także po kilku latach postanowiliśmy się pobrać - opowiada pani Barbara.
- Trafiłem na wspaniałą osobę, którą bardzo pokochałem. Taka miłość to jak trafienie szóstki w totolotka. Ja wychowałem się pod duchową opieką ks. Marcina Popiela, ówczesnego proboszcza szewieńskiego, który wspaniale przygotowywał nas młodych do dorosłego życia. Jego dobroć, szacunek do każdego człowieka promieniowały na nas. Uczył nas relacji do innych, także do osób które kochamy. Myślę, że to było źródło naszego wspólnego wspaniałego życia małżeńskiego - dodaje pan Wiesław.
Archiwalne zdjęcie ślubu Ewy i Johannesa Schuijl Archiwum prywatne Historia trzeciej z sióstr, Ewy, potoczyła się trochę inaczej. Na drodze jej życia stanął przystojny Holender Johannes. Poznała go w Ostrowcu i była to miłość od pierwszego wejrzenia.
Mama Johannesa była ostrowczanką, która w czasie wojny trafiła do obozu koncentracyjnego, gdzie poznała przyszłego męża. Oboje przeżyli gehennę obozową, pobrali się i zamieszkali w Holandii.
Młody Johannes przyjeżdżał z matką do jej rodzinnego miasta i podczas wakacji w 1966 r. poznał Ewę.
- Nasza miłość wybuchła nagle, ale była piękna i silna. Johannes zaczynał służbę w policji królewskiej i musiał wracać do Holandii. Poprosił, abym z nim pojechała, bo chce ze mną spędzić swoje życie. Nie było to łatwe, bo wtedy były inne czasy i trudno było o paszport. Ale udało się i wyjechaliśmy. Pobraliśmy się 17 sierpnia, kilka dni po ślubie jednej siostry i jak się okazało kilka dni przez ślubem kolejnej - opowiada pani Ewa.
Oczywiście każda z sióstr miała własne wesele. - Nie były one wystawne jak dziś. Tutaj w Ostrowcu rodzice przygotowali przyjęcie dla najbliższej rodziny i znajomych. Odbyły się one w naszym rodzinnym domu, bo taka była tradycja. Podobnie było także u Ewy, choć nikt z naszej rodziny nie mógł uczestniczyć w jej weselu w Holandii. Za to jubileuszowe wesele zrobiłyśmy wspólne tutaj w Ostrowcu i zgromadziło ono całe nasze rodziny - opowiada pani Barbara.