Świeckie misjonarki z Zarzecza kontynuują posługę w Ugandzie.
– Powrót do Ugandy po trzy miesięcznym urlopie okazał się jeszcze bardziej fascynujący i zaskakujący. Pomimo tego, że dobrze znam miejsce, do którego wróciłam (red. sierociniec św. Judy w Gulu) odnalazłam nowe wyzwania i potrzeby. Hasło na moją posługę odkryłam w pokoju gdzie bawię się i pracuję z dziećmi, „poprzez miłości i edukację dla lepszej przyszłości naszych dzieci” – opowiada Ewa Maziarz.
Nowy pokój i nowe zadania
Najzdolniejsi w akcji Archiwum prywatne Ku wielkiej radości misjonarki pokój, w którym spędza całe dnie z podopiecznymi został przy pomocy wolontariuszy i donatorów odnowiony. – Mamy teraz bardzo fajny kącik dla maluchów, miejsce do czytania i miejsce na zajęcia poranne. Kiedy starsze dzieci idą do szkoły, a mamy uwijają się przy pracach domowych, ja gromadzę najmniejsze pociechy i uczymy się razem chodzić, mówić, próbujemy śpiewać piosenki a przede wszystkim spędzamy czas na zabawie – dodaje misjonarka. Drugą część wyremontowanej sali przeznaczono dla starszych dzieci.
– Tutaj uczą się dzieci z pierwszych trzech klas szkoły. Nasze zajęcia najczęściej to nauka pisanie, dodawanie, odejmowanie, rozpoznawanie kolorów czy figur geometrycznych – informuje. Jak opowiada poziom edukacji dzieci jest dość niski a przyczyn tego stanu rzeczy jest przyczyn jest kilka. Niektóre dzieci, szczególnie z chorbą HIV mają problem z koncentracją i sennością.
Jest to skutek uboczny leków, zaś młodsze, które dopiero co pojawiły się w sierocińcu są jeszcze wystraszone i oszołomione, więc na początku misjonarki i opiekunowie muszę zdobyć ich zaufanie, czasami to długi proces. Niektóre z dzieci w związku z nieodpowiedzialnością matki w czasie ciąży, picie alkoholu, palenie papierosów, mają uszkodzony mózg, co wpływa na problemy z edukacja i zachowaniem, kolejne mają problemy związane ze zdrowiem psychicznym. - Mamy też dzieci szczególnie uzdolnione, wykazujące ponad przeciętną inteligencję. Mercy potrafi czytać po angielsku, Simon Peter ma zmysł konstruktorski, może przyszłości zostanie architektem, Kabila jest dobry z matematyki – wylicza misjonarka.
– Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, aby dzieci w czasie zajęć czuły się szczęśliwe i zadowolone z nauki. Często powtarzam im, że mogą osiągnąć wszystko, o czym marzą. Dlatego zajęcia ze szkolnymi dziećmi prowadzę indywidualnie, aby każdy z nich poczuł się przez chwilę wyjątkowy – podkreśla.
Jednak szkoła dla naszych misjonarek to tylko część zadań. Poza zajęciami z dziećmi ich codzienne życie wypełniają normalne zadania i prace domowe w misji gdzie przebywają. - Mój ogródek z rzodkiewką, burakami ćwikłowymi i pietruszką, która niestety nie bardzo się udała, budzi spore zainteresowanie wśród mamek, które dopytują, co i jak trzeba uprawiać – dodaje z uśmiechem misjonarka. Jak wspomina w duże zaskoczenie wprawiła ją olbrzymia skóra pytona, którą pracownicy sierocińca suszyli na podwórku.
– Nasze życie tutaj toczy się powoli, ale za to z wieloma atrakcjami. Wielką pomocą jest modlitwa bliskich i przyjaciół, by każdy nasz dzień pośród tych dzieci był owocny i pełen miłości – podsumowuje Ewa Maziarz.