Świeckie misjonarki z Zarzecza kontynuują posługę w Ugandzie.
Zawsze miłe powroty
Nauka literowania Archiwum prywatne – Każdy powrót do domu niesie za sobą ogromną radość i szczęście. Tak samo było, kiedy po dwóch latach pracy na misji w Gulu wróciłam na urlop do Polski. Towarzyszyło temu sporo różnych uczyć, wśród których dominowało szczęście, ekscytacja, ogromna radość i ciekawość, bo przecież wracałam do zupełnie innej Polski niż ta, którą opuściłam 2 lata temu. Może niektórym wyda się to dziwne, bo Polska jak Polska, ale wierzcie mi, że wszystko się zmieniło. Zmieniło się otoczenie, ludzie też się zmieniają, sytuacja się zmienia, ja też się zmieniłam. Dlatego tak ciekawy był to powrót. Również do nowych sytuacji trzeba się było zaadoptować. Na szczęście w moim przypadku obyło się to bez większych problemów, bardzo szybko weszłam w nową rzeczywistość, która wiązała się głównie z zasłużonym odpoczynkiem – opowiada z uśmiechem Joanna Owanek.
Nie ukrywa, że kilka chwil po powrocie i radości z bycia z najbliższymi poczuła tęsknotę do swojego drugiego domu, którym stał się dom dziecka w Gulu. To właśnie ta tęsknota sprawiła, że podjęła decyzję powrotu do misyjnej posługi. – Dziś, gdy wróciłam do Gulu, wiem, że wróciłam do domu. Uganda przywitała mnie bardzo serdecznie i dosłownie gorąco – dodaje. Jak opowiada, kiedy przekraczała bramę sierocińca St. Jude poczuła ogromną radość w sercu, a w oczach pojawiły się łzy szczęścia.
– Znów mogłam przytulić moje dzieci, przywitać znajomych, wspólnotę. Witana wśród ogromnych krzyków naszych mamek pracujących w ośrodku, wkroczyłam po raz kolejny w moją rzeczywistość misyjną. Moja praca misyjna teraz wygląda trochę inaczej, nie pracuję w dziale administracyjnym, ale z dziećmi starszymi, pomagając w nauce, lekcjach, ucząc głownie matematyki i j. angielskiego – opowiada misjonarka.
Uroczystość Wniebowzięcia Maryi Archiwum porywatne Pytana, na czym polega bycia na misji, bez namysłu odpowiada, że trzeba mieć oczy szeroko otwarte, by móc dostrzec, co tak naprawdę jest najważniejsze, gdzie można najlepiej wykorzystać swoje talenty, zdolności.
– Tym razem postanowiłam poświęcić się, ucząc dzieci z klas IV, V i VI. Jest to dość wymagająca, aczkolwiek dająca wiele satysfakcji praca. Oczywiście czasem muszę spędzić kilka godzin, by przygotować lekcje czy zadania domowe, ale widok radosnych oczu dziecka, które jest bardzo dumne z siebie, bo właśnie zrozumiało jak dodawać i odejmować ułamki jest bezcenny. Dla takich widoków, dla takich chwil warto zarywać nocki, by się dokształcić, warto pracować, wytężać umysł – dodaje niemal mając łzy w oczach. Jak opowiada każdy dzień jest znów jest niezwykły. Jako nauczycielka nigdy nie wie, jakie pytania padną od jej uczniów, czy da radę odpowiedzieć czy zaspokoi dziecięcą afrykańską ciekawość.
– Widok radości i satysfakcji na twarzy dzieciaków jest najpiękniejszy, a każde słowo „dziękuję” wypowiedziane po zajęciach daje ogromną radość i napędza do dalszej pracy – dodaje. Misjonarka oprócz pracy w szkole pracuję wciąż z Jackline. Młodą dziewczynką autystyczną, która jest dla niej nie lada wyzwaniem. Więź, która wytworzyła się między nimi jest dla Asi niesamowita i jak opowiada niezwykłe jest to, jak każdego dnia dziewczynka się zmienia, dorośleje, dojrzewa i nabiera ufności do nauczycieli i dorosłych.
– Czasem naprawdę czuję się jak jej prawdziwa mama, która z ogromną dumą patrzy na postępy, które robi jej dziecko każdego dnia – dodaje z nieukrywana radością i dumą. Misjonarka dodaje, że łaska powołania misyjnego to coś niezwykłego, co daje niesamowite siły do odkrycia piękna służby wobec drugiego człowieka.
– Zdaję sobie sprawę ze smutku moich najbliższych i przyjaciół, którzy chcieliby mnie mieć przy sobie. Jednak wierna memu powołaniu kontynuuję misję w Ugandzie, a co będzie w przyszłości tego nie wiem, to wszystko polecam Bogu. Najważniejsze jest dziś, dzisiejszy dzień, który chcę przeżyć jak najpełniej i najlepiej – podsumowuje Joanna Owanek prosząc o dar modlitwy.