Trudna sytuacja sandomierskich sadowników. Wobec niskiej ceny na skupach Zarząd Związku Sadowników apeluje o strajk.
Już progu tegorocznego sezonu przychodziły pierwsze niepokojące oznaki, że będzie to trudny rok dla sadowników. Najpierw przyszła śmiesznie niska cena czarnej porzeczki, potem skupowano niemal na bezcen wiśnie. Już wtedy związki sadowników zapowiadały strajki i protesty. Niestety brak było konkretnej decyzji, bo wielu rolników miało nadzieję, że straty na wiśniach odbiją sobie na jabłkach. Niestety otwarcie pierwszych skupów jabłka przemysłowego przyniosło potwierdzenie niepokoju producentów tych owoców. Skupy zaproponowały cenę wahająca się od 15 do 20 groszy za kilogram. Kilka dni temu w Sandomierzu odbyło się spotkanie producentów rolnych oraz przedsiębiorców i przedstawicieli izb handlowych z kilku krojów na temat otwarcia rynków zbytu na polskie jabłko. Tym razem dużo uwagi poświęcono rynkowi chińskiemu. Zainteresowani mogli się dowiedzieć, jak rozpocząć lub rozwinąć eksport do Państwa Środka. - Eksport do Chin jest szansą dla sadowników nie tylko z powiatu sandomierskiego. Znalezienie nowych rynków zbytu to konieczność – podkreślał Witold Stefaniak, prezesa grupy „Złoty Sad” z Samborca. - Rynek chiński mógłby zastąpić rosyjski, który - w moim przekonaniu - prawdopodobnie jest już nie do odzyskania, tym bardziej, że Rosjanie mają własne, olbrzymie nasadzenia – dodał W. Stefaniak.
Rok agonii czy przetrwania?
Sortowanie owoców ks. Tomasz Lis /Foto Gość - Ten rok zapowiada się dobrze, choć zbiory będą mniejsze niż rok temu, ale tylko dlatego, że ubiegły rok był naprawdę rekordowy. Sprzyjała nam pogoda, nie było suszy, tylko miejscowo szkodę poczyniły gradobicia. Jedyne co nas przeraża, to proponowana cena – podkreśla Krzysztof Kwasek. Ta, jaką proponują handlowcy jest dla sadowników nie tyle niewystarczająca, ale śmiesznie niska. – Przecież taka cena nawet nie gwarantuje nam pokrycia ceny dowozu jabłka do punktu skupu, a co dopiero mówić o opłacalności produkcji. Przy takiej cenie skazujemy nasze gospodarstwa, i w ogóle sadownictwo, na upadek – dodaje. Pan Krzysztof przypuszcza, że tegoroczny kryzys cenowy to tylko zapowiedź większego impasu, jaki czeka polskich sadowników. – Musimy sobie jasno powiedzieć, że nie będzie lepiej. Po pierwsze trwa nadal embargo i rynek rosyjski jest zamknięty. Po drugie kraje, gdzie do tej pory eksportowaliśmy duże ilości owoców zrobiły w ostatnich latach bardzo duże nasadzenia i za kilka lat nie tylko nie będą kupować naszych jabłek, ale będą próbować wprowadzić je na nasz rynek. Takich nasadzeń dokonano na Ukrainie, Białorusi czy Węgrzech. Po trzecie każdy rok przynosi wielką huśtawkę między podażą i ceną i dlatego nasze sadownictwo jest nieustannie wielką niewiadomą – wylicza pan Krzysztof.