Chciał być kolarzem, piłkarzem nożnym, by w końcu zostać ikoną polskiej piłki ręcznej. Tylko kilku zawodników na świecie potrafi rzucić piłkę jak on - z prędkością ponad 120 km/godz. Mimo kontuzji i straty oka, Karol Bielecki wciąż precyzyjne trafia w bramkowe okienka.
We wczorajszym meczu z Francją Karol Bielecki rzucił najwięcej, bo 9 bramek dla biało-czerwonych. Ten bohater wychował się w Sandomierzu. Przypominamy, jaka była jego droga do kariery w szczypiorniaku.
Z podwórka na salony
Cola, bo tak od niemal niepamiętnych czasów nazywany jest przez bliskich K. Bielecki, od dzieciństwa marzył o byciu sportowym bohaterem. Wspominając dzieciństwo, wymienia kilka dyscyplin sportowych, w których próbował swoich sił. - Najpierw chyba chciałem być kolarzem, po tym, jak na Komunię dostałem pierwszy rower - uśmiecha się.
Kolejną fascynacją była piłka nożna. Rozpoczął treningi, grał w Wiśle Sandomierz i Siarce Tarnobrzeg, która była wtedy pierwszoligową drużyną. Jednak jedną z kluczowych ról w sportowej karierze Karola odegrał nauczyciel wf z podstawówki. - Pan Ryszard Kiliański od samego początki upierał się, abym grał w ręczną. On prawie na siłę mnie do tego namawiał. Początkowo nie byłem uległy. Chciałem uciec do koszykówki, lecz jego nieustępliwość wzięła górę. Gdy zobaczyłem swoje postępy w tej dyscyplinie, poszło już lepiej - opowiada Karol.
To właśnie w Wiśle Sandomierz rozpoczął się pierwszy rozdział wspaniałej kariery jednego z najwybitniejszych polskich szczypiornistów. Gdy miał 15 lat, w sezonie 1997/1998 został włączony do kadry drużyny seniorskiej Wisły Sandomierz i zgłoszony do rozgrywek II ligi, jako najmłodszy zawodnik w Polsce. Nie zagrzał długo miejsca w miejscowym klubie. Trafił do zespołu z ekstraklasy - wtedy Strzelec-Lider Market Kielce. W tych barwach został mistrzem Polski juniorów i zadebiutował w ekstraklasie, mając zaledwie 17 lat.
- Byłem jednym z najmłodszych zawodników w zespole, który dostał szansę, aby się rozwijać i trenować z najlepszymi. Starałem się ten czas wykorzystać, mając marzenia, aby zostać dobrym zawodnikiem. Treningi nie były łatwe i naprawdę dużo mnie kosztowały, ale z dziś wiem, że było warto - wspomina K. Bielecki.
W sierpniu 2002 r. wraz z polską reprezentacją do lat 20 został mistrzem Europy. Młoda kadra biało-czerwonych z K. Bieleckim jako liderem wywalczyła pierwszy złoty medal w historii polskiej piłki ręcznej. Karol zdobył wtedy tytuł króla strzelców turnieju finałowego. Rok później w młodzieżowych mistrzostwach znów był najlepiej trafiającym do siatki przeciwnika.
- Do dziś pamiętam pierwszy mecz z orłem na piersi. Było to w Gdańsku z Białorusią. Taki moment jest realizacją i spełnieniem marzeń, jednocześnie jest zastrzykiem na przyszłość, że ciężką i konsekwencją pracą można dużo osiągnąć i spełnić wyśnione marzenia - opowiada sandomierzanin.
Te osiągnięcia młodemu sandomierzaninowi otworzyły drogę na światowe parkiety handballu. Jego transfer do niemieckiego SC Magdeburg przeszedł także do historii. Przeszedł do tego klubu za rekordową wówczas sumę 200 tys. euro. Nigdy wcześniej nie zapłacono tyle za polskiego zawodnika. Z Magdeburga trafił do Rhein-Neckar Löwen. Równocześnie z kolegami z kadry zaczynali tworzyć jedną z historycznych ekip polskich gier zespołowych.
Boża siła
Dziś Karol dysponuje jednym z najmocniejszych i najszybszych rzutów na świecie. Mając 202 cm wzrostu i świetną dynamikę ruchową, potrafi niemal z każdej pozycji zaskoczyć bramkarza. Sławomir Szmal, reprezentacyjny bramkarz i przyjaciel K. Bieleckiego, niejednokrotnie podkreślał, że Cola łączy w jedno siłę rzutu i celność, co sprawia, że często bramkarz nawet nie zdąży zareagować.
- Moje warunki fizyczne sprawiają, że gdy jestem w formie, piłka po rzucie leci naprawdę szybko. Tym obdarzyła mnie natura. Można powiedzieć, że to efekt treningów już od dzieciństwa i dar od Pana Boga, który dobrze wykorzystałem - podkreśla piłkarz. Jednak zaznacza, że o sile zespołu nie stanowi konkretny zawodnik, lecz cała ekipa. - Tak się złożyło, że kilkanaście lat temu stworzyliśmy dobrą drużynę, która w ostatniej dekadzie osiągnęła historyczne wyniki w piłce ręcznej. Te lata sprawiły, że staliśmy się niemalże rodziną. Jesteśmy kolegami na boisku i przyjaciółmi poza nim. Spędzamy razem czas nie tylko na treningach i obozach, ale także ten prywatny, spotykając się czy nawet spędzając wspólnie wakacje - opowiada K. Bielecki.