O obliczach i wyzwaniach ojcostwa ze Sławomirem Hebdą, mężem i tatą pięciorga dzieci, rozmawia ks. Tomasz Lis.
Ks. Tomasz Lis: Jest taka piosenka Arki Noego, gdzie dzieciaki wyśpiewują, że "mama to nie jest to samo, co tato". Czy aż tak ojcostwo różni się od macierzyństwa?
Sławomir Hebda: - Nigdy nie myślałem o ojcostwie w odróżnieniu od macierzyństwa. Odkąd mam swoją rodzinę, zawsze wspólnie z żoną wspieraliśmy się w rozwiązywaniu różnych spraw. Naturalną jednak rzeczą dla mnie jest to, że nieco inne wartości wnosi do rodziny tata, a inne mama, a sztuką jest umiejętność uzupełniania się.
Dziś próbuje się burzyć obraz rodziny.
- Jako mąż i ojciec z pewnym doświadczeniem (20 lat małżeństwa i 5 dzieci) niepokoi mnie to, w jaki świat idą nasze dzieci i z jakim światem muszą się zmierzać. Patrząc na moją rodzinę, to jak żyjemy, kim jesteśmy, co robimy, można by powiedzieć, że nie rozumiemy "współczesnego świata", który chce swoimi postępowymi tezami wszystko postawić na głowie. Odzierając świat z rodziny tak naprawdę wszyscy pozostaniemy sierotami. W perspektywie tych lat małżeństwa i czasu wypróbowanego ojcostwa wiem jasno, że nie ma lepszego miejsca na świecie do powołania życia, jego rozwoju i wychowania dziecka jak rodzina. W niej jest mama, czuła, dobra, troskliwa, i tato, który ma dać bezpieczeństwo, siłę i pewność dziecku. Wszystko inne jest zubożeniem tego bogactwa, jakie daje rodzina.
Narodziny dziecka to chyba przełomowa chwila?
- Nie można zapomnieć momentu narodzin dziecka. To zawsze wielkie przeżycie. Przy pierwszym dziecku był ogromny stres; pamiętam, jak przed porodówką „zdrowaśki” leciały z taką żarliwością i zaangażowaniem jak nigdy. Przeżywaliśmy także dwa porody rodzinne i wiem, że żona była silniejsza ode mnie. Każdy następny poród dawał większy spokój i pewność, że obok mnie jest inny, większy Ojciec, który czuwa, by wszystko było ok.
Wielodzietność nie jest dziś na topie.
- Irytujące jest to, że kiedy opisuje się rodziny wielodzietne, najczęściej pada pytanie o stronę ekonomiczna; pytanie: czy stać ich na kolejne dzieci? Wylicza się, ile to kolejne dziecko będzie kosztować, jakie będą wydatki i jakie nakłady. Pokazuje się, że dzieci to kwestia kosztów. Nic bardziej mylnego. Dzieci to nie koszty, ale radość i szczęście. Tu trzeba by zapytać, ile daliby za uśmiech dziecka ci rodzice, którzy nie mają dzieci? Patrząc na naszą rodzinę i jej ekonomiczny bilans, to chciałbym powiedzieć, idąc za myśleniem reklamowym, że każde następne dziecko to już dużo mniejsze koszty. Patrząc na nasz domowy budżet, wiem, że mając jedno, dwoje czy pięcioro dzieci wydawaliśmy tyle samo, czyli wszystko, co zarabialiśmy.