Z niecierpliwością publiczność oczekiwała na pierwszą premierę Teatru Dramatycznego Tarnobrzeskiego Domu Kultury. Kto przyszedł, nie żałował.
"Szczęśliwa" rodzinka Dulskich Marta Woynarowska /GN Tak dobrego spektaklu nie powstydziłby się teatr profesjonalny. Dwie godziny wyśmienitej gry aktorskiej i doskonałej zabawy, wszak „Moralność pani Dulskiej” niezmiennie od ponad 100 lat bawi każdą publiczność, wzbudzając salwy śmiechu. Nie inaczej było w środowy wieczór.
Przedstawienie, choć w warstwie językowej wierne pierwowzorowi, już w stylizacji postaci starało się być ponadczasowe. Wprowadzenie kostiumów z różnych epok słało do widzów przesłanie, że dulszczyzna nie przeminęła i nadal kryje się gdzieś po dachami naszych bloków, domów.
Aktorzy rewelacyjnie wcielili się w swoje role, co z pewnością jest wynikiem głębokiej analizy treści komedii Zapolskiej. Beata Tyra, grająca tytułową Dulską, doskonale oddała despotyzm swojej postaci. Jej bohaterka to bezceremonialna pani domu, głowa całej rodziny, a przy tym pozbawiona wszelkich skrupułów, dokładnie licząca każdy pieniądz bizneswoman. Akcenty współczesnego, zblazowanego bon vivanta włączył do swej kreacji Mateusz Załuska, który brawurowo, acz z lekkością wcielił się w Zbyszka, sprawcę całego zamieszania. Interesujące akcenty do roli Lokatorki wprowadziła Barbara Godzina. Jej bohaterka to nie nieszczęśliwa, zdradzona przez męża ofiara, emocjonalnie rozdygotana, ale pewna siebie kobieta, której doznana tragedia dodała jedynie sił. To dzięki temu w rozmowie z Dulską nie była żebrzącą o łaskę petentką, ale równorzędną partnerką. Wspaniale zagrał, z pozoru tylko łatwą rolę Dulskiego, Wiesław Szumielewicz, który mimiką i gestem przekazywał ukryte myśli. Wszak w całej sztuce tylko raz Zapolska oddała mu głos, by mógł wypowiedzieć kilka słów. Gorący aplauz publiczności wzbudziła żywiołowa Tadrachowa, czyli Magdalena Gleń. Z finezją, jaka przystoi bywalczyni salonów, zagrała Iwona Cena. Jej Juliasiewiczowa to kapitalne pomieszanie kobiety starającej się uchodzić za obytą w monde z nadal żywą w niej mieszczką. Wiele lekkości, młodości i niewinności wniosły najmłodsze aktorki: Magdalena Cena, czyli Hesia i Kinga Tyra, która wcieliła się w Melę. Na dojrzałą młodość silny akcent położyła w swej roli Aleksandra Tomczyk, której Hanka, mimo iż służąca, to obok Lokatorki najbardziej pełna honoru postać.
Po opadnięciu kurtyny aktorzy wraz z reżyserem dali upust swojej radości z udanego występu. – Jestem dumny i szczęśliwy – mówił tuż po zakończeniu spektaklu jego reżyser Sylwester Łysiak. – Aktorzy poradzili sobie doskonale i, muszę podkreślić, iż nie było ani jednej wpadki słownej, a wszak to kawał sztuki. Zrealizowali dokładnie to wszystko, co robiliśmy i ustaliliśmy na próbach. Nie ukrywam, że obawy były, ale wszystko udało się świetnie zgrać, włącznie z muzyką i światłami. Ale to już zasługa naszych kolegów, dla których to, jak mówią, chleb powszedni.