Z niecierpliwością publiczność oczekiwała na pierwszą premierę Teatru Dramatycznego Tarnobrzeskiego Domu Kultury. Kto przyszedł, nie żałował.
Oklaskom nie było końca Marta Woynarowska /GN – Po mojej fryzurze widać, iż kołtuneria to dla mnie codzienność – śmiał się Mateusz Załuska, wskazując na związane w koński ogon dredy. – Jestem kołtunem pełną gębą, więc rola w sam raz, zwłaszcza, że Zbyszko to osoba młoda, podobnie jak ja. Łatwo więc było mi budować tę rolę.
Dla Mateusza Załuski nie był to pierwszy kontakt ze sceną, ma na swoim koncie wcześniejsze doświadczenia. – Miałem pewne obawy, gdyż stanąłem na deskach po kilkuletniej przerwie. Zresztą moje poprzednie kontakty z teatrem traktowałem bardziej jako zabawę i tak postrzegam je zwłaszcza dzisiaj. Ale czy to będzie tylko zabawa, skoro po przedstawieniu do aktora zgłosili się pierwsi fani z prośbą o autografy.
Kwiatami zasypana została główna bohaterka sztuki Aniela Dulska. – Miałam tremę, ale nie tak dużą jakiej się spodziewałam i obawiałam – mówiła uszczęśliwiona Beata Tyra. – Było fantastycznie, obyło się bez żadnych pomyłek. Każdy zagrał rewelacyjnie, jestem pod ogromnym wrażeniem gry całego zespołu. Ale ten dzisiejszy sukces nie przyszedł sam, jest bowiem efektem prawi rocznej, ciężkiej pracy, która okazała się warta dla tego dnia.
Spektakle „Moralność pani Dulskiej” będzie można zobaczyć jeszcze jesienią tego roku. Teatr już planuje kolejna premierę na przyszły rok. Jaka to będzie sztuka, nikt nie chce zdradzić. Prawdopodobnie komedia, tak optuje przynajmniej część zespołu.
Z niecierpliwością czekamy zatem na kolejną odsłonę Teatru Dramatycznego.
„Moralność pani Dulskiej” to pierwszy tzw. kasowy sukces Gabrieli Zapolskiej (właściwie Marii z Korwin Piotrowskich Janowskiej). Pisała sztukę późną jesienią 1906 r. w trudnym dla niej okresie, miała kłopoty finansowe, jak i zdrowotne. Nie spodziewała się, podobnie jak i jej mąż oraz grono najbliższych znajomych, że sztuka odniesie ogromny sukces. Zapolską zainspirowała opowieść męża o pewnej lwowskiej rodzinie, w której matka tolerowała, a nawet popierała zażyłe kontakty syna ze służącą, w obawie o jego zdrowie. Autorka poza tym wykorzystała jako pierwowzór Dulskiej, znaną lwowską mieszczankę – Gołąbową, o której po Lwowie krążyły najróżniejsze opinie. Stąd w pierwotnej wersji tragifarsy pan Dulski krążąc po salonie idzie na Wysoki Zamek. W tekście padają ponadto jeszcze parokrotnie nazwy lwowskich ulic. I po tę wersję sięgnął reżyser spektaklu i opiekun Teatru Dramatycznego Sylwester Łysiak, za co mu chwała. W powszechnej świadomości utrwalił się bowiem wariant krakowski, który zresztą wyszedł również spod ręki pisarki, kiedy sztuka trafiła na scenę Krakowa. Po II wojnie światowej zaś była to jedyna „prawomyślna” wersja. Wszak Lwów miał być zapomniany, jak i wszystko co z nim związane.