Sezon owocowych zbiorów w pełni. Co trzecie polskie jabłko pochodzi z sandomierskich sadów. W tym roku sadownicy są zadowoleni z plonów, choć cena owoców jest na granicy opłacalności.
W podsandomierskich sadach trwa okres jabłkowych żniw. W tym roku drzewka aż gną się od nadmiaru pięknych owoców. Producenci nie mają także problemów ze zbytem, z roku na rok rośnie lista chętnych poszukujących sandomierskich jabłek. Jednak cena nie w pełni pokrywa włożone koszty i wkład ciężkiej pracy.
Rok urodzaju
– Mamy ponad 4 ha sadu z jabłoniami. Zbiór zapowiada się obiecująco, szacujemy blisko 80 ton owoców. Teraz rwiemy jabłko najlepszej jakości, by te mniejsze miały czas jeszcze podrosnąć. Zbiory potrwają do końca października, gdyż uzależnione są od odmiany – tłumaczą Katarzyna i Wiesław Tenderowicz z Gorzyczan. Wielu sadowników mając konkretnego odbiorcę oferującego dobrą cenę sprzedaje owoce „prosto z sadu”. Inni magazynują w przydomowych przechowalniach lub w budowanych wspólnymi siłami halach na tysiące ton owoców. Sadownicy łączą siły i rozpoczynają przecieranie szlaków na większe rynki zbytu. Powstające od kilu lat grupy producenckie, nowoczesne spółdzielnie, gromadzą po kilkunastu sadowników by wspólnie wyjść naprzeciw niełatwym wymaganiom rolniczego rynku. – Co roku stawaliśmy przed problemem ze zbytem naszych owoców, dlatego stworzyliśmy grupę, która razem magazynuje, pakuje i sprzedaje towar. W ten sposób także tworzymy wspólną markę „Owoc sandomierski” i szukamy dużych odbiorów, z którymi możemy negocjować dobre ceny – opowiada Leszek Bąk, jeden z założycieli grupy sadowniczej w Bilczy.
Marna cena
Obecnie w czasie zbiorów sadownik otrzymuje za kilogram jabłka konsumpcyjnego w granicach od 1 do 1, 5 zł, jabłko przemysłowe na skupie może sprzedać za około 0, 40 - 0, 50 groszy za kilogram. Dlatego wielu rolników czeka ze sprzedażą licząc na lepszą cenę. Spacerując po sadzie, aż trudno uwierzyć, że za tak piękne owoce rolnik dostaje tak mało. Natomiast my, konsumenci, w sklepach płacimy podwoją lub potrują cenę. Za wielkie jabłko, które trudno objąć ręką, rolnik otrzymuje złotówkę a w najbliższym supermarkecie trzeba zapłacić za nie minimum 3 zł za kilogram. Dwa złote rozmywa się między pośrednikami. - Nakład na założenie i utrzymanie sadu jest olbrzymi. Jedno małe drzewko kosztuje około 10 zł i zaczyna owocować dopiero po trzech latach. Sad przez cały rok potrzebuje ochrony specjalnymi środkami, trzeba go przycinać, nawozić i potem zatrudnić ludzi do zbiorów. Duże szkody wyrządzają wiosenne przymrozki i letnie gradobicia uszkadzając owoce. Dlatego ostateczny zysk, co roku jest wielką loterią. Nie mamy zapewnionych gwarantowanych cen, które pomogłyby w planowaniu na dalsze lata – dodaje Wiesław Tenderowicz. W większości gospodarstw sadownicy nie nastawiają się na hodowlę jednego typu owocu lub jednej odmiany. – Uprawniamy różne drzewa owocowe, bo jeśli brzoskwinia nie obrodzi, to domowy budżet ratuje jabłko lub inny owoc. Dlatego polski sadownik musi być dobrym ekonomistą by utrzymać rodzinę – dodaje Katarzyna Tenderowicz.