Archaiczne pułapki

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 21.02.2020 12:55

Tegoroczne miejskie dyktando, naszpikowane archaizmami, wywoływało gromki śmiech zarówno wśród piszących, jak i jego autorek.

Archaiczne pułapki Jedenaste dyktando miejskie w Tarnobrzegu. Marta Woynarowska /Foto Gość

Okazało się, że język polski i jego trudna ortografia, mogą być powodem do doskonałej zabawy.

- Przyznaję, że po raz pierwszy w 11-letniej historii miejskiego dyktanda, przydarzyło mi się wybuchać śmiechem przy odczytywaniu jego tekstu - wyznała Karolina Kochańczyk-Sieroń, jedna z trzech współautorek dyktanda. W tworzeniu jego kolejnych edycji od początku uczestniczą także polonistka Maria Pałkus oraz Justyna Uchańska, psycholog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej.

- W tym roku naturalnie bohaterem będzie nasz stary znajomy Jędrzej przeżywający kolejne przygody.

- Od 11 lat z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego organizujemy miejskie dyktando dla dzieci i młodzieży. Z zawiłościami polskiej ortografii od początku mierzą się także nasze tarnobrzeskie VIP-y. Jego celem jest przede wszystkim sprawdzenie swojej znajomości polskiej ortografii, zwłaszcza dla uczniów. I to kładziemy główny nacisk, nie zaś na rywalizację, bo ta jest najmniej istotna. Chcemy, by każdy potraktował to jako dobrą i mądrą zabawę - podkreśliła Ewa Brzyszcz, wicedyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej.

Jak się okazało, w tym roku autorki dyktanda dostarczyły autentycznej zabawy uczestnikom i sobie, o czym wymownie świadczyły rozlegające się co jakiś czas salwy śmiechu, puentujące kolejne ortograficzne smaczki.

- Tym razem postanowiłyśmy sięgnąć po słowa obecne wciąż w słownikach, jak chociażby słynnym, wydawanym w latach 50. i 60. ubiegłego wieku opracowaniu pod redakcją Witolda Doroszewskiego, ale nieobecne w używanym współcześnie języku, a jeżeli już to niezwykle rzadko - wyjaśniała Justyna Uchańska. - Dlatego sporo wyrazów trącących archaizmem, przy czym naszpikowanych ortograficznymi pułapkami. Musze przyznać, że układając tekst zawsze doskonale się bawimy, ale z każdym kolejnym rokiem jest to trudniejsze, przyjęłyśmy bowiem zasadę, by słowa użyte w poprzednich edycjach nie powtarzały się.

I rzeczywiście słowa dotrzymały, bo piszący musieli zmierzyć się z hacelami i hufnalami, checzami, ale także szlachetnymi lub półszlachetnymi kamieniami - chalcedonem, hematytem, lapis lazuli.

Tekst dyktanda tradycyjnie czytała z nieskazitelną dykcją Karolina Kochańczyk-Sieroń.

Czas oczekiwania na wyniki wypełniły warsztaty dziennikarskie przygotowane przez redaktorów z miejscowych mediów - prasy, radia i telewizji.

W kategorii najmłodszej (klasy V-VI) najlepiej z zawiłościami ortograficznymi poradziły sobie: Nadia Nowak (SP nr 3), Julia Nowakowska (SP nr 10) i Julia Pietrasz (SP nr 8). Spośród uczniów klas VII-VIII szkół podstawowych mistrzem ortografii został Arkadiusz Przybył (SP nr 10), kolejne dwa miejsca zajęli Michał Krakowiak (SP nr 3) i Julia Depkowska (SP nr 10). Najmniej błędów wśród uczniów szkół średnich popełniły: Julia Żyła (KLO), Paulina Orlińska i Martyna Justyniarska (I SLO im. hetmana Jana Tarnowskiego).

Nagrody wręczył Tomasz Krawczuk, naczelnik Wydziału Edukacji, Zdrowia, Sportu i Kultury. Wzorem poprzednich lat nagrody dla najmłodszego i najstarszego uczestnika dyktanda ufundowała wiceprzewodnicząca rady miasta Bożena Kapuściak.    

Wśród VIP-ów mistrzem ortografii został po raz kolejny Marcin Radzimowski, dziennikarz "Echa Dnia".

Gościny tradycyjnie udzieliła Państwowa Uczelnia Zawodowa w Tarnobrzegu.

Tekst dyktanda

Stolarzu, czegóż ci żal?

Urzeczona urlopem w żnińskich Sobiejuchach ultraksenofobka Hortensja zamarzyła o rustykalnej aranżacji wnętrz swego domu. Jędrzej zażarcie zarzekał się, że prędzej zemrze niż przekształci ich M-4 w byle jaką checzę.

- Postawmy więc na eklektyzm - prodiż tudzież ażurowa kadzielnica? - podsunęła luba.

               Wpierw przetrząsnęli spichrze słynącego z chomikowania dziewierza. Odkryli zaśniedziałą konchę, rdzawobrunatne hacele i hufnale oraz późnobarokowy herbarz. Mało!                         

               I tak, zmuszony przez połowicę, Jędrzej chyżo przemierzał pochyłe dróżki ku słynnemu rzemiesze o cechmistrzowskich uprawnieniach. Niebo różowiało od zórz, gdy nasz szperacz zatrzymał się przed zmurszałą dwuokienną wieżą z kamiennym rzygaczem. Otwarte na rozcież wierzeje prowadziły w głąb podwórza, gdzie rozbrzmiewały rzężące, chrobotliwe zgrzyty. Wyposażony w strug płowowłosy pilarz czeladnik zheblował właśnie zrzynki z przytachanej duhy.

              - Przerznijże przerzynarką na przestrzał! - huknął z głębi mistrz Tworzyjan, który żłobił wątor kufy z ponaddwustuletniej mandżurskiej dębiny.

- Czego? - mruknął do Jędrzeja, a ten jął dukać nieskładnie, z czym przyszedł. Skarbów tu było co niemiara! Spiżowy posążek od maharadży z Pendżabu, etażerka inkrustowana drobno nakrapianym chalcedonem i metalicznoczarnym hematytem, żółtaworyża kadź, dzieża ze świeżo okorowanej świerczyny oraz żłobiony lawaterz w kolorze lapis lazuli. Ten ostatni objawił się Jędrzejowi jako Złoty Stolec, niczym Święty Graal królów Aszanti.

- Mój ci on! - wychrypiał wzruszony. - Ile?

               Tworzyjan przycupnął przy stągwi i ostro warknął: - Nie przedam! Jo żech jest z nim związany!

               Upokorzony tą lekceważącą rekuzą Jędruś zadowolił się nie najoryginalniejszą umywalką z sieci IKEA (Ikea).