Biskup Krzysztof Nitkiewicz odprawił Mszę św. za zmarłych na cmentarzu katedralnym w Sandomierzu. Eucharystię koncelebrowali kapłani z okolicznych parafii oraz profesorowie z seminarium duchownego. Modlitwa zgromadziła siostry zakonne, kleryków i licznych wiernych.
Biskup ordynariusz mówił w homilii o zmniejszającym się zainteresowaniu Bogiem i tematami eschatologicznymi. - Korzystając na każdym kroku z coraz bardziej wyszukanych technologii, które kształtują nie tylko nasze przyzwyczajenia, ale również przekonania, wszystko zdaje się być przewidywalne niczym prognoza pogody. Każdy konstruuje sobie życie według swojego upodobania i jest to życie w którym pytanie "co dalej?" wybiega najwyżej o kilka, kilkanaście lat do przodu. A dzisiaj wokół nas groby - znak przemijania, dla wierzących jakaś nadzieja, nierzadko wyblakła, dla innych absolutny koniec, ot, kamień kryjący prochy człowieka. Na szczęście docierają do nas smugi światła, Bożego światła. Przebijają się przez chmury większych i mniejszych problemów, przez mgłę wątpliwości oraz moralny smog. Te promienie światła mówiące o Bogu, to święci wspominani w dzisiejszej liturgii - mówił kaznodzieja.
Przytoczył pytanie o świętość słynnego przed laty w całej Polsce proboszcza z Szewnej ks. Marcina Popiela, który odpowiedział, że świętość to wielkość Boga w człowieku. - Należałoby dodać: w człowieku z imienia i nazwiska, żyjącym w konkretnym miejscu i czasie, wielkość Boga w myślach i czynach. Nie istnieje świętość teoretyczna, lecz zawsze ucieleśnia się ona w ludziach. Jednych czcimy w kościołach, innych uważamy za świętych, ale najwięcej jest świętych znanych jedynie Bogu. Wszyscy oni przyjęli Ewangelię jako życiowy program. Nie przypinali do wypowiadanych słów jakiegoś emotikonu, uśmiechniętej twarzy albo serduszka, lecz kochali "całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem". Troszczyli się o sprawiedliwość bez oglądania się na to, jaką cenę trzeba zapłacić. Wprowadzali pokój i budowali jedność. W spłaszczonym konsumpcjonizmem świecie wskazywali i dalej to czynią, na niebo - Dom Ojca - gdzie Jezus Chrystus przygotował nam mieszkanie - mówił biskup.
Dodał, że ktoś może powiedzieć: Wspaniale, podziwiajmy świętych, ale nie jesteśmy w stanie ich naśladować, bo właściwie po co? - Sami święci są najlepszą odpowiedzią na te wątpliwości. Bez względu na to, ile wycierpieli, czuli się szczęśliwi, zrealizowani, potrzebni. Jeśli lękali się śmierci, to tylko dlatego, że uważali siebie za wielkich grzeszników, nieprzygotowanych na ostateczne spotkanie z Bogiem. Pokładali jednak nadzieję w Jego miłosierdziu - powiedział biskup.
Na zakończenie Mszy św. odmówiona została modlitwa Anioł Pański w intencji zmarłych. Na sandomierskich nekropoliach prowadzona była także kwesta na rzecz ratowania i renowacji zabytkowych nagrobków. Jak co roku w to dzieło włączyło się wielu wolontariuszy i ludzi dobrej woli.