Od młodzieńczych lat mocno związani z parafią i Kościołem. Jeden z nich już jako dziecko bawił się w księdza i mówił swoje pierwsze kazania, inny wiązał swoją przyszłość z sadownictwem. Każdy z nich przyznaje, że pobyt we wspólnocie seminaryjnej był dla nich wyjątkowym czasem związanym z samorozwojem. Przedstawiamy kandydatów do święceń diakonatu.
Muzyka i służba przy ołtarzu to sprawy, które znalazły wspólny mianownik w życiu Alberta pochodzącego z parafii św. Marcina w Kopkach, a więc z miejscowości, w której odbędą się święcenia diakonatu. Przyszły diakon szkołę podstawową ukończył w Kopkach. W Jeżowem uczęszczał do gimnazjum i szkoły muzycznej, którą następnie kontynuował w stolicy Podkarpacia. Swoimi zdolnościami muzycznymi wielokrotnie mógł pochwalić się na różnych uroczystościach seminaryjnych, gdzie obecnie pełni funkcję dziekana alumnatu i organisty. – Od dzieciństwa byłem blisko kościoła, w którym posługiwałem jako ministrant, a następnie jako lektor. Stojąc blisko ołtarza, fascynowało mnie to, jak ksiądz odprawia Mszę św., do tego stopnia, że jako dziecko bawiłem się w księdza i mówiłem swoje pierwsze kazania. Zawsze z tyłu głowy towarzyszyła mi myśl o wstąpieniu do seminarium, nie było to dla mnie oczywiste, były wątpliwości – przyznaje alumn. Po 5 latach spędzonych w seminarium, Albert wspomina ten czas jako okres przygotowania do kapłaństwa, zdobywania wiedzy, poznania wielu dobrych ludzi, ale przede wszystkim poznania siebie.
Wdzięczny Bogu i ludziom
Mateusz Rogoziński.Nieco inaczej sprawa powołania do kapłaństwa wyglądała w życiu Mateusza, pochodzącego z parafii św. Kazimierza Królewicza w Ostrowcu Świętokrzyskim. – Myśl o powołaniu towarzyszyła mi od dłuższego czasu, byłem ministrantem już przed Pierwszą Komunią Świętą. W całym okresie dojrzewania chodziła mi po głowie kariera sportowca, szczególnie zawodowego pływaka, jednak myśl o kapłaństwie zawsze pozostawała z tyły głowy. Kiedy składałem podanie do seminarium, wiedział o tym tylko jeden ksiądz, któremu wiele zawdzięczam. Dzięki temu wiem, że tę decyzję podjąłem sam, oczywiście nie z dnia na dzień, ale modliłem się często przed Najświętszym Sakramentem o wybór dobrej drogi życiowej – wyznaje Mateusz. Seminarium było dla niego miejscem nieznanym. Przed przyjazdem do Sandomierza nie brał udziału w dniach skupienia czy rekolekcjach powołaniowych, choć w ostatniej klasie szkoły średniej, jak przyznaje, śledził stronę seminaryjną. Choć zdaje sobie sprawę, że święcenia diakonatu to jeszcze nie sakrament kapłaństwa, to jednak już myśli o tym, aby starać się być dobrym księdzem, rozumiejącym ludzi i mającym dla nich czas.
Zaufał Bożej woli
Jan Siudak.Ostatni tegoroczny kandydat do święceń diakonatu to Jan, który pochodzi z parafii Trójcy Przenajświętszej w Samborcu. Przyszły diakon wywodzi się z rodziny, w której od pokoleń praca w sadzie stała się sposobem na życie, ale również i ogromną pasją. Wielokrotnie mówiono mu, że powinien zostać księdzem bądź politykiem, ponieważ ma ogromny dar przemawiania i zbliżania ludzi do siebie. Jest również zapalonym pielgrzymem – to właśnie podczas długich wędrówek zaczęły się jego pierwsze myśli o kapłaństwie. Szczególnym momentem, który wspomina, są prymicje kapłana wywodzącego się z jego rodzinnej parafii. Przyszły diakon był wtedy dzieckiem po Pierwszej Komunii Świętej. Z tamtego wydarzenia pamięta fakt, że neoprezbiter szedł do ołtarza w czerwonym ornacie. Pomyślał wtedy, że jego prymicje też będą w czerwieni.
Albert Bujak, Mateusz Rogoziński i Jan Siudak święcenia diakonatu przyjmą 28 maja w kościele pw. św. Marcina Biskupa w Kopkach z rąk biskupa Krzysztofa Nitkiewicza.
Więcej na temat życia i powołania kandydatów do święceń diakonatu można przeczytać w najbliższym wydaniu nr 21 "Gościa Sandomierskiego") na niedzielę 28 maja.