Ks. Michał Prokopiw to michalita, który przez 10 lat pracował w parafii Trójcy Przenajświętszej w Stalowej Woli. Rok temu, po agresji Rosji na Ukrainę, poprosił swojego przełożonego o przeniesienie Charkowa.
Tam trafił do wojskowego szpitala.
- Szpital potrzebował wojskowego kapelana do posługi przy rannych żołnierzach. Współpracuję z kapłanem prawosławnym o. Gienadijem. Dużo się od niego uczę. Codzienne mamy więc nabożeństwa prawosławne i katolickie oraz Różaniec. Plus rozmowy z żołnierzami, spowiedzi, śluby, chrzty, wołają nas też do zmarłych i ich rodzin. Każdy żołnierz to inny świat. Najtrudniej jest z tymi, którzy nic nie mówią, tylko patrzą w okno lub sufit nieobecnym wzrokiem. Obudzili się bowiem po operacji i widzą, że nie mają ręki lub nogi. Nie wiedzą, jak mają dalej żyć. Jest to bardzo trudne do przyjęcia. Na początku widok osób okaleczonych czy poparzonych robił na mnie ogromne wrażenie. Za czasem trochę przywykłem - opowiada ks. Michał.
Najbardziej zapadła mu w pamięć pierwsza śmierć, której był świadkiem.
- Pamiętam, że przez tydzień przychodziły do rannego żołnierza jego żona i siostra. Miał zaledwie 26 lat. Był w bardzo ciężkim stanie. Leżał na reanimacji. Nie mogły wejść na ten oddział. Siódmego dnia także przyszły. Żona pełna emocji prosiła mnie, bym mu powiedział, że jest w ciąży, że będzie ojcem. Niestety, ten młody mężczyzna zmarł poprzedniej nocy. Musiałem przekazać jej tę okropną wiadomość. Byłem z tymi kobietami przy zmarłym, potem zabrałem je do cerkwi. Żona nie mogła się uspokoić. Wzięła mnie za rękę i tak przez godzinę rozmawialiśmy, odmawialiśmy Różaniec i płakaliśmy - wspomina michalita.
Ksiądz Prokopiw nie tylko pospieszył do Ukrainy z duchową posługą. Stara się również o materialną pomoc mieszkańcom Charkowa.
- Jak do tego doszło? Otóż, podróżowałem z Warszawy do Charkowa z wolontariuszami, którzy wieźli humanitarną pomoc. Podziwiałem ich, ponieważ gdy jedni z Ukrainy uciekali, inni nie bali się i jechali tam z pomocą. Najwięcej pomagają Caritas oraz wolontariusze z Polski, Słowacji i Czech. Sam więcej też się zaangażowałem. Kiedy już mogłem chodzić po mieście, zorientowałem się, czego najbardziej potrzeba. Najpierw udało mi się kupić bus, by mieć czym pomoc dostarczać. A potrzeba wszystkiego, ale przede wszystkim leków, żywności, ubrań, śpiworów, lampek chirurgicznych do operacji w polowych warunkach, igieł, strzykawek, koców termicznych, a także worków na ciała zabitych żołnierzy - wylicza. Większość pomocy pochodzi z Polski.
Charków do wojny zamieszkiwało 1,5 mln osób. Na jej początku liczba ta spadła do 400 tys. Obecnie jest już około miliona. Ludzie mieszkają w metrze, piwnicach czy bunkrach. Na razie trwają sprzątanie i odgruzowywanie. Pomoc jest cały czas potrzebna. Ksiądz Michał przebywał kilka dni w Stalowej Woli, aby nie tylko opowiadać o wojnie, ale także zebrać dary - zarówno pieniądze, jak i potrzebny sprzęt. Wyjechał pełnym busem.
Kto by chciał wesprzeć mieszkańców Charkowa i okolic, może wpłacić pieniądze na następujące konto: Parafia Rzymskokatolicka pw. św Michała Archanioła, 05-831 Młochow, ul. Markiewicza 10. Numer konta: 65 1020 1055 0000 9402 0134 9422, z dopiskiem: "Pomoc Ukrainie".