Radomyska parada przebierańców kultywowana jest od czasów zaborów. Zwyczaj ten w Polsce Południowo-Wschodniej po dziś zachował się tylko w Radomyślu nad Sanem.
Przebierańcy, zwani też „zapustnikami”, odwiedzają wójta i proboszcza, prosząc ich o ślub dla młodej pary przebierańców. Panna młoda zwie się Maryna, gdyż dawniej tak właśnie wołali na niezamężne kobiety.
Przemarsz zapustników od wielu lat organizuje Honorata Jędrzejewska-Rębacz. Przejęła tę funkcję od już 103-letniej Gizeli Krajewskiej, która przemarsz zapustników przygotowywała od początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a uczestniczyła w nich jeszcze w latach trzydziestych.
- W paradzie chodzę już ponad 20 lat. W tym roku nasza grupa liczy 24 osoby, w tym też duża grupa uczniów. Przygotowania do nowego przemarszu rozpoczynają się już po zakończeniu starego. Poszukujemy bowiem nowe stroje i maski. Młodzi najczęściej korzystają z ogromnego zapasu strojów i masek, które miała pani Gizela, ale według własnego pomysłu, przerabiają je na nowe - wyjaśniła pani Honorata.
W tym roku przemarsz zaczął się w samo południe przed ochronką, gdzie przechowywane są stroje. Potem były odwiedziny w szkole, wizyty w sklepach, Urzędzie Gminy (tutaj Maryna z oblubieńcem wzięli ślub), banku, na policji i u lekarza. Zapustnicy wszędzie częstowali gospodarzy słodyczami.
Przemarsz zakończył się u nowego proboszcza ks. Witolda Szczura, który uraczył zapustników poczęstunkiem.