Ks. dr Jarosław Rudy, proboszcz parafii pw. Zesłania Ducha Świętego w Maniewiczach, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym w Worzelu − Wydziale Zamiejscowym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, mówi o obecnej sytuacji na Wołyniu, pomocy płynącej z Tarnobrzega i nadziei, jaką niesie ze sobą Boże Narodzenie.
Marta Woynarowska: Jak na te kilka dni przed świętami Narodzenia Pańskiego wygląda rzeczywistość, w której żyją mieszkańcy Maniewicz, Wołynia?
Ks. Jarosław Rudy: Życie jest bardzo trudne i staje się coraz trudniejsze.
Niestety, od pierwszego dnia wojna, niosąca spustoszenie, cierpienie i śmierć, odbija się na całym kraju. Obecnie pracuję w Maniewiczach, niedużej, ale ładnej miejscowości na Wołyniu, ale w chwili napaści Rosji byłem w Wyższym Seminarium Duchownym w Worzelu pod samym Kijowem, parę kilometrów od Buczy. Trudno było uwierzyć, że w XXI wieku może wydarzyć się coś takiego, ale się wydarzyło. Cierpienie dotyka całej Ukrainy. W zachodniej sytuacja jest nieco spokojniejsza i ludzie próbują żyć, pracować, pomagać sobie nawzajem i solidarnie znosić wojenne trudy. Maniewicze, chociaż położone 130 km od polskiej granicy, bardzo mocno odczuwają skutki wojny. Wielu młodych mężczyzn trafiło na front, gdzie walczą z całym oddaniem i niestety również giną. Wszystko podrożało, brakuje już wielu rzeczy, ale to, co obecnie najbardziej odbija się na codziennym życiu, to brak prądu, który jest włączany zaledwie na kilka godzin na dobę. W najgorszej sytuacji są mieszkańcy bloków, gdzie brak prądu oznacza niemożność ugotowania czegokolwiek, włączenia ogrzewania, brak wody, w Maniewiczach bowiem nie ma gazu. Ponadto pozostaje strach, gdyż w chwili, kiedy Rosja wystrzeliwuje 70 czy 100 rakiet, nigdy nie wiadomo, gdzie one spadną. Kilkanaście dni temu gościli u mnie wolontariusze z Lublina. W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk przypominający samolot wojskowy, wyjrzeliśmy przez okno, a nad plebanią na niskiej wysokości przeleciała 9-metrowa rakieta, która gdzieś spadła lub została zestrzelona.
Wspomniał Ksiądz o solidarności i pomocy społeczności Maniewicz. Do kogo jest ona kierowana i co ją stanowi?
Mimo że, jak wspomniałem, Maniewicze to małe miasteczko, staramy się na miarę naszych możliwości wspierać wojskowych walczących na wschodzie i południu kraju. Ostatnio udało się nam zebrać sporo śpiworów i karimat, które pojechały do Bachmutu, gdzie jest bardzo, bardzo ciężko. Tam śnieg spadł już kilka tygodni temu. Pomagamy również uchodźcom ze wschodnich regionów, których w naszym rejonie jest blisko tysiąc, a przy 10-tysięcznej społeczności miasteczka to niemało. Parafia wspólnie z Caritas-Spes Diecezji Łuckiej przygotowały paczki żywnościowe, które trafiły do uchodźców, osób pozostających w bardzo trudnej sytuacji materialnej oraz do rodzin wielodzietnych. Obok niesienia pomocy cała wspólnota parafialna codziennie modli się o pokój w Ukrainie.
Kontakty i współpraca Tarnobrzega i Maniewicz rozpoczęły się w roku 2019, jeszcze za życia poprzedniego proboszcza ks. Andrzeja Kwiczali, którego dzieło Ksiądz kontynuuje, o czym świadczy chociażby kolejna już wizyta w grodzie Leliwitów.
Przyjmując we wrześniu dekret biskupa ordynariusza diecezji łuckiej, przejąłem także pewne kontakty, nawiązane przez mego poprzednika, w tym z zaprzyjaźnionym Tarnobrzegiem. Spotkałem się tam z ogromną życzliwością ze strony władz miasta, z prezydentem Dariuszem Bożkiem na czele, parafii pw. Chrystusa Króla, instytucji, stowarzyszeń, firm (np. Grupy Kapitałowej Siarkopol), szkół. Jesteśmy im niewypowiedzianie wdzięczni. Obecnie w Tarnobrzegu, obok zbiórki żywności, została przeprowadzona również zbiórka lampek biurkowych LED z akumulatorem oraz zakupiono małe kuchenki gazowe. To bardzo trafiony pomysł, bo ludzie będą mogli sobie podgrzać coś do jedzenia, zagotować wodę na herbatę, zaś lampki pozwolą dzieciom uczyć się w dobrych warunkach, przy dobrym oświetleniu, a nie przy świecach. Będzie je można naładować, kiedy prąd zostanie włączony lub też w punktach pomocowych, gdzie można podładować telefon, dostać gorącą herbatę, ogrzać się. W Maniewiczach jest już taki punkt w szkole, ale i my pod plebanią, gdzie na czas zimy zorganizowaliśmy kaplicę, również przygotowaliśmy taki punkt. Wsparcie finansowe zaś bardzo się przyda, gdyż przychodzi coraz więcej osób, prosząc o pomoc, niejednokrotnie stają bowiem przed wyborem: kupić leki czy jedzenie? Jestem bardzo wdzięczny wszystkim naszym dobrodziejom i zapewniam o naszej pamięci i modlitwie.
Jak w tej trudnej sytuacji będą świętować Boże Narodzenie parafianie Księdza?
Chcielibyśmy, aby te święta przyniosły radość wszystkim i żeby była ona prawdziwa, szczera, bo jej pragniemy. Będziemy się starali uczynić wszystko, by przeżyć narodziny Jezusa w świątecznej atmosferze, chociaż z całą pewnością będą się one mocno różniły od tych z poprzednich lat, bo wojna utrudnia i wpływa na wszystko. Pasterka na przykład nie odbędzie się o północy, tylko wieczorem z uwagi na godzinę policyjną. Z pewnością przystroimy kaplicę, ustawimy szopkę, a świętowanie będzie przepełnione modlitwą i prośbą, by możliwe było życie w pokoju, by Bóg, przychodząc do nas z nadzieją, dodał nam sił. Wszystkim zaś w Tarnobrzegu, Polsce, życzę wesołych świąt, niechaj dobry Bóg obdzieli swoim błogosławieństwem, a serca napełni radością.• marta.woynarowska@gosc.pl
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się