Marian Ruzamski, wybitny malarz, więzień obozów koncentracyjnych, doczekał się pierwszej swojej biografii.
Promocja książki "Mistrz drugiego planu. Artysta malarz Marian Ruzamski 1889-1945" autorstwa Tadeusza Zycha odbyła się w Muzeum - Zamku Tarnowskich w Tarnobrzegu. Gościem specjalnym był Marian Turski, były więzień KL Auschwitz-Birkenau i KL Buchenwald, przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, członek Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, który napisał przedmowę do publikacji.
- Nie poznałem Mariana Ruzamskiego. Byliśmy w innych blokach, a obóz Auschwitz-Birkenau to był moloch, w którym przebywało 150 tysięcy więźniów, czyli niczym w dużym mieście. Więźniów wykonujących to, co stanowiło ich pasję, było niewielu. Mógłbym chyba śmiało stwierdzić, że może promil. Prawdą jest, że jeżeli było się wybitnym fachowcem, potrzebnym Niemcom, albo artystą docenionym przez nich, to korzystali z usług takich ludzi. Jako przykład można podać Dinę Gottlieb, która na żądanie Mengele wykonywała akwarele przedstawiające Romów. Dzięki temu była lepiej żywiona, nie musiała pracować w polu, nie była bita i mogła wykonywać swoją pracę. To była kwestia szczęścia i nie każdemu malarzowi się to udawało. Znamy malarzy próbujących coś czynić, ale nic z ich starań nie przetrwało. Ruzamski miał szczęście, że swoje rysunki mógł jakoś przechować. Zdecydowałem się napisać przedmowę z uwagi na fakt, że artysta ten był więźniem obozu Auschwitz i ta kwestia ogromnie mnie poruszyła. Nie jestem krytykiem sztuki, co zaznaczyłem w przedmowie, więc zastanawiałem się, patrząc z mojej perspektywy, czy w ogóle można odmalować tamte czasy. Natomiast jest zasługą autora, że w sposób niesłychanie poruszający przedstawił postać Ruzamskiego, która mnie zafascynowała. Autor potrafił z wielkim talentem literackim znaleźć zarówno pozytywne, jak i negatywne cechy, malarz jawi się nam bowiem jako osoba niewolna od wad. Niemniej jest postacią pasjonującą, co jest zasługą autora Tadeusza Zycha - powiedział nam M. Turski.
Sala była wypełniona. Marta Woynarowska /Foto GośćNa promocję książki przyjechał z Warszawy także Andrzej Fogtt, zaprzyjaźniony z tarnobrzeskim muzeum. A jego obecność nie była przypadkowa, bo jego portret przedstawiający M. Ruzamskiego znalazł się na okładce książki. - W roku 2019 otrzymałem od Tadeusza Zycha, dyrektora muzeum, zaproszenie na Sympozjum im. Mariana Ruzamskiego. Zupełnie nie wiedziałem, kim był ten człowiek. Sprawdziłem w internecie, bo tylko do takich źródeł miałem dostęp. Poznałem jego dramatyczną historię - zadenuncjowanie, pobyt w obozie koncentracyjnym, śmierć, a gdy zobaczyłem obrazy, stwierdziłem, że to fantastyczny malarz. Poza tym znałem artystów, którym udało się przetrwać piekło obozowe, jak chociażby Xawerego Dunikowskiego. Kiedy przyjechałem do Tarnobrzega na sympozjum, nic nie mówiąc T. Zychowi, namalowałem portret Ruzamskiego w oparciu o słabą czarno-białą fotografię. Kiedy dzisiaj, wchodząc do sali, zobaczyłem jego autoportret i stojącą obok moją pracę, stwierdziłem, że coś jest na rzeczy, że udało mi się wejść mentalnie w tego człowieka. A Tadeusz, widząc w 2019 r. mój obraz, od razu wykrzyknął: "Andrzej, to jest Ruzamski!" - opowiedział nam A. Fogtt.
Do Tarnobrzega na promocję książki przyjechali także potomkowie brata artysty Stanisława Ruzamskiego oraz reżyser filmowy i telewizyjny Jakub Pączek, który obecnie przymierza się do realizacji filmu o M. Ruzamskim.
W spotkaniu uczestniczyli potomkowie Stanisława Ruzamskiego, brata artysty. Marta Woynarowska /Foto GośćAutor książki, dyrektor Muzeum - Zamku Tarnowskich, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, wyznał, że jest ona efektem jego niemal 30-letniej fascynacji i badań nad twórczością i postacią M. Ruzamskiego, którego po wielu latach wydobył z całkowitej niepamięci. - Nieskromnie przyznam, że Jürgen Kaumkötter, kurator słynnej wystawy "Kunst in Auschwitz 1940-1945", otwartej 23 maja 2005 r. w salach wystawowych Nowej Synagogi w Berlinie, i późniejszej o dekadę "Śmierć nie ma ostatniego słowa", prezentowanej w Bundestagu, podczas wernisażu tej pierwszej, na który zostałem zaproszony, stwierdził, że jestem odkrywcą Ruzamskiego. Tarnobrzeski malarz stał się w 2005 r. prawdziwą sensacją, jego prace były prezentowane w oddzielnej sali - powiedział T. Zych. - Na M. Ruzamskiego, a dokładnie na wzmiankę o nim w jakiejś publikacji, natknąłem się jeszcze w końcowych latach ubiegłego wieku. Wówczas też, podczas wizyt w domu śp. Janiny Lichoniewicz, miałem okazję widzieć jego obrazy, rysunki. Jej pośrednictwu zawdzięczam możność poznania również nieżyjącej Alicji Pawlasówny, po mężu Oniskowej, doskonale znającej malarza, gdyż ten był stałym, właściwie niemal codziennym bywalcem w ich domu, zwanym Pawlasówką, przyjaźnił się bowiem z Janiną i Eugeniuszem Pawlasami. Kilkuletnia znajomość z panią Alicją przerodziła się w przyjaźń, a jej efektem jest jedyny jak dotychczas album prac Ruzamskiego, wydany wspólnie z państwem Onisko w roku 2000. W Credo wyznajemy wiarę w świętych obcowanie i to obcowanie bardzo mocno odczułem w przypadku M. Ruzamskiego. Dzięki niemu, mimo że nie spotkałem go, było to bowiem niemożliwe - zmarł w KL Bergen-Belsen na długo przed moimi narodzinami, poznałem wielu wspaniałych, wielkich ludzi, jak A. Pawlasównę czy obecnego na dzisiejszej promocji M. Turskiego. Zawdzięczam Ruzamskiemu bardzo wiele - wyznał autor książki.
Tadeusz Zych wyznał, że książka jest efektem jego niemal 30-letniej fascynacji malarzem. Marta Woynarowska /Foto GośćPodczas promocji wspólnie z Grzegorzem Kociubą, który czytał wybrane fragmenty publikacji, w tym przejmujący życiorys napisany przez artystę w obozie Auschwitz, przybliżyli pełną dramatycznych wydarzeń biografię malarza, doświadczonego przez dwa totalitaryzmy - komunizm (przeżył rewolucję bolszewicką w Rosji) i faszyzm, którego stał się ofiarą, umierając w obozie w Bergen-Belsen kilkanaście dni przed jego wyzwoleniem.
Grzegorz Kociuba przeczytał fragmenty biografii Ruzamskiego. Marta Woynarowska /Foto GośćUrodził się w 1889 r. w Lipniku koło Bielska Białej. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie oraz na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. W czasie I wojny światowej został uprowadzony jako jeniec cywilny do rosyjskiej niewoli. W obozie w Charkowie spędził 4 lata. Po powrocie do Polski pracował jako asystent na Wydziale Architektury Politechniki Lwowskiej. Do Tarnobrzega na stałe powrócił w 1928 r. i zamieszkał w rodzinnym domu przy ul. Kościuszki 8. Tutaj związał się z ówczesną tarnobrzeską elitą, w tym z domem Janiny i Eugeniusza Pawlasów, nazywanym Pawlasówką, przez którą przewinęło się wiele wybitnych osobistości życia kulturalnego II Rzeczypospolitej. W 1943 r. zadenuncjowany został aresztowany i trafił do KL Auschwitz, gdzie otrzymał numer 122843. Artysta zmarł 8 marca 1945 r. z wycieńczenia, po pokonaniu marszu śmierci, w obozie Bergen-Belsen.
Książkę można kupić w Muzeum - Zamku Tarnowskich.