Prezydent i mieszkańcy Tarnobrzega oddali hołd ofiarom niemieckiego nalotu 2 września 1939 roku.
Włodarz miasta oraz przedstawiciele stowarzyszeń złożyli wiązanki kwiatów i zapalili znicze pod pomnikiem upamiętniającym ofiary pierwszego nalotu niemieckiego na miasto w 1939 roku.
- Kilka lat temu pani Zofia Gorylewska przypomniała nam wszystkim, że 2 września 1939 roku Tarnobrzeg doświadczył bombardowania, a mieszkańcy ulicy Kolejowej ponieśli największe ofiary, byli zabici i wielu rannych. Uznałem, że uczczenie tego miejsca, wspomnienie zabitych jest bardzo ważne, bo pokazuje ono, czym tak naprawdę jest wojna, czyli koszmarem zwykłego człowieka, niewinnego nikomu i niczemu. I niestety to wśród cywili ofiar jest najwięcej. To oni giną w czasie wojny, bo żołnierz wie, w jakim celu idzie walczyć, a zwykły mieszkaniec miasta, wsi ginie jako ofiara wojny totalnej - mówił prezydent Tarnobrzega Dariusz Bożek.
Pomnik poświęcony jest 11 tarnobrzeżanom, którzy zginęli 2 września, najmłodszy miał 6 lat, najstarszy 90. Wykonał go artysta rzeźbiarz Jan Szlęzak, a został odsłonięty 1 września 1989 roku.
W sobotę 2 września 1939 roku wojna dotarła do Chmielowa, Sandomierza i Tarnobrzega. Niemieckie samoloty przeprowadziły bombardowanie linii kolejowej, ale także samych miejscowości. Chmielów został niemal całkowicie zniszczony, a spośród jego mieszkańców życie straciły 52 osoby. Nalot na Tarnobrzeg i bombardowanie ulicy Kolejowej opisał w "Wirach życia" Stanisław Lang, który stał się świadkiem śmierci swego kuzyna, sam zaś ocalał niemal cudem. Obaj usiłowali złapać krowę i zaprowadzić ją do obory akurat w chwili, gdy zaczął się popołudniowy nalot. Zachowanie niemieckiego lotnika Stanisław Lang, wówczas nastolatek, określił po latach jako zbrodnicze. Za cel wziął sobie bowiem obu chłopców mocujących się ze zwierzęciem, miast stację i tory kolejowe. "Domyślam się, że lotnik zauważył naszą ucieczkę przed bombą oraz miejsce, dokąd zaprowadzono krowę. Chciał koniecznie zniszczyć swój, tak ważny pod względem wojskowym cel. Cel łatwy do odszukania - ostatnie, najbardziej wysunięte zabudowanie uliczki Zielonej" - pisał we wspomnianej książce.
Niemiec dwukrotnie ich zaatakował, za drugim razem udało mu się zrzucić bombę, która trafiła w stajnię, gdzie zginął kuzyn autora Wacław Moskalski.