Tablica upamiętniająca ośmiu bohaterów wojny polsko-bolszewickiej została odsłonięta na kościele pw. Nawiedzenia NMP.
Wśród bohaterów, których nazwisko zostało wyryte na tablicy, jest Franciszek Michalski, rodem z Zakrzowa, służący także w straży pożarnej. W uroczystości uczestniczył jego syn Andrzej Michalski, również mieszkaniec Zakrzowa i również strażak ochotnik.
Andrzej Michalski, syn Franciszka Michalskiego, jednego z Ochotników Dzikowskich 1920 roku. Marta Woynarowska /Foto Gość- Niewiele wiedziałem o udziale mojego taty w wojnie polsko-bolszewickiej w oddziale Ochotników Dzikowskich. Powojenne lata nie sprzyjały rozmowom o wydarzeniach 1920 roku. Poza tym straciłem tatę w wieku 9 lat. Więcej na ten temat wiedziała moja starsza siostra, zmarła przed paru laty. To u niej w domu było sporych rozmiarów zdjęcie przedstawiające oddział wojskowych. Trzymała je schowane w szafie. Wyciągała przy okazji jakiś porządków, z czasem o nim zapomnieliśmy - mówił Andrzej Michalski.
Fotografią zainteresował się ich brat stryjeczny Bogusław, miłośnik historii w tym przeszłości swojej rodziny. Zdając sobie sprawę z wartości dokumentalnej zdjęcia skontaktował się z Tadeuszem Zychem, historykiem, ówczesnym prezesem Tarnobrzeskiego Towarzystwa Historycznego oraz Stowarzyszenia "Dzików", by przekazać mu ten cenny dar.
Za sprawą tego jedynego zachowanego egzemplarza pamięć o Ochotnikach Dzikowskich po wielu latach milczenia powróciła, a wraz z nią idea ufundowania tablicy, która została odsłonięta w 85. rocznicę Bitwy Warszawskiej na zamku Tarnowskich w Dzikowie. Zawiera nazwiska wszystkich Ochotników Dzikowskich 1920 roku.
- Tata nie chwalił się, nie czuł się i nie zachowywał jak bohater, przez całe życie pozostał skromnym człowiekiem pracy. Żadnych nagród się nie doczekał. Przed wojną tylko w ramach uznania i docenienia za czyn 1920 roku otrzymał 30 mórg ziemi na Wołyniu - wspominał A. Michalski. - Spakowali się, to znaczy tata wraz moimi dziadkami i mieli jechać, ale w ostatniej chwili babci coś się odmieniło. I zostali w Zakrzowie, pobudowali murowany dom, w którym mieszkam teraz ja. Chyba lepiej, że zostali, bo jaki los spotkałby ich tam, na Wołyniu?