Nowy numer 11/2024 Archiwum

Przyszli diakoni Mateusz i Piotr

Od młodzieńczych lat mocno związani z parafią i Kościołem. Jeden z nich podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium jeszcze przed maturą, drugi – próbował udowodnić Panu Bogu, że się nie nadaje do kapłaństwa. Obaj lubią śpiewać i chcą dzielić się przesłaniem o zbawieniu z innymi.

Pianista oraz śpiewak

Piotr, pasjonat gry na pianinie, pochodzi z parafii św. Leonarda w Turbi. – Ukończyłem Szkołę Muzyczną II stopnia w Stalowej Woli na kierunku akordeon i śpiew klasyczny. Chociaż nie jestem z wykształcenia pianistą, to uwielbiam grać na tym instrumencie muzykę romantyczną, np. utwory Chopina, a także muzykę popularną. Chciałbym swoje umiejętności muzyczne wykorzystać do prowadzenia w przyszłości scholi lub chóru – wyznaje przyszły diakon.

Piotr Żurawski.   Piotr Żurawski.
ks. Grzegorz Słodkowski /Foto Gość

Piotr jest absolwentem Regionalnego Centrum Edukacji Zawodowej w Nisku o profilu mechatronik. Za bardzo dobre wyniki w nauce otrzymał stypendium Prezesa Rady Ministrów. Jego marzeniem była rodzina i dobra praca. – Nie chciałem zostać księdzem. Chciałem się ożenić i wieść spokojne życie. Dlatego też nie poszedłem na studia muzyczne, ponieważ częste występy publiczne były dla mnie bardzo męczące. Marzyłem jedynie o rodzinie oraz o stałej, dobrej pracy – opowiada. Po maturze postanowił kontynuować naukę na AGH na kierunku automatyka i robotyka. Jednak z tyłu głowy ciągle przewijała się myśl o powołaniu do kapłaństwa.

– Pewnego razu powiedziałem rodzicom, że nie wrócę do domu, tylko pojadę do seminarium, aby zapisać się na pierwszy rok studiów. Rodzice poprosili mnie, żeby to jeszcze przedyskutować, ja jednak byłem przekonany o swojej racji. Nalegali, żeby przynajmniej spróbować studiów w Krakowie. Po namowach zgodziłem się na ich propozycję – przyznaje. – Wszystko odmieniło się jednak na Mszy Świętej w kościele parafialnym, gdzie przed rozpoczęciem Eucharystii poczułem głębokie przekonanie o słusznej decyzji o wstąpieniu do seminarium. Tego samego dnia powiedziałem proboszczowi i rodzicom o swojej ostatecznej decyzji. Wziąłem opinię, przyjechałem do seminarium, zapisałem się i następnego dnia rozpocząłem formację.

Jak przyznaje Piotr, przed maturą pojawiały się myśli o powołaniu, jednak ciągle próbował udowodnić Panu Bogu, że się nie nadaje do kapłaństwa. – Zawsze byłem przy kościele. Z mamą jeździliśmy do kapucynów do Stalowej Woli na nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca. Momentem przełomowym głębszego zainteresowania się religią i nauką Kościoła były katechezy w technikum, podczas których słuchaliśmy różnych konferencji na tematy religijne. Wówczas zacząłem się więcej modlić, interesować się wiarą.

5 lat formacji seminaryjnej to dla niego, jak sam określa "super czas". –  Widzę, jak bardzo się zmieniłem. Pogłębiłem swoją duchowość. Sprawia mi to dużo radości. Pierwsza rzecz, którą chciałbym zrobić po święceniach, to udzielić błogosławieństwa moim znajomym.

Zapalony siatkarz i obieżyświat

Mateusz to parafianin z… Jastkowic. A więc miejscowości, w której odbędą się święcenia diakonatu. – Szkołę podstawową i gimnazjum ukończyłem w Jastkowicach. Natomiast do szkoły średniej poszedłem do Stalowej Woli do Staszica na profil matematyczno-geograficzny z dodatkowym językiem angielskim. Wybrałem ten kierunek, ponieważ moim marzeniem było zostać przewodnikiem wycieczek. Szkoła umożliwiała wyjazdy zagraniczne, co mnie bardzo cieszyło i rozwijało pasję – opowiada Mateusz.

Mateusz Wermiński.   Mateusz Wermiński.
ks. Grzegorz Słodkowski /Foto Gość

Wewnętrznie, jak przyznaje, jego życie wyglądało bardzo dobrze, jednak nienadzwyczajnie. Punktem przełomowym w jego życiu był czas przygotowania do sakramentu bierzmowania. – Jako gimnazjalista zdawałem sobie sprawę, że chodzimy do kościoła, bo trzeba zebrać odpowiednią ilość podpisów. Jednak gdy przyjmiemy bierzmowanie, niektórzy przestaną praktykować wiarę. Mając tę świadomość, modliłem się do Pana Boga, że jeśli chce mnie przy sobie, przy Kościele, to niech mnie obdarzy potrzebną łaską i wytrwałością w trudnościach. Od tego zaczęła się moja głębsza modlitwa i codzienna obecność w kościele na Mszy Świętej – zaznacza.

Jak podkreśla, wielką rolę w podjęciu decyzji o wstąpieniu do seminarium odegrał ksiądz katecheta, który zaczął go uczyć w gimnazjum. – Wcześniej uczyła nas katechezy siostra zakonna. Od momentu przejęcia nas przez księdza, zacząłem przyglądać się jego życiu i posłudze. Czułem bliskość Pana Boga, Jego opiekę nade mną, nad moim zbawieniem. I ta chęć dzielenia się przesłaniem o zbawieniu z innymi, skłoniła mnie do wstąpienia do seminarium.

Chociaż wewnętrznie był przekonany o wyborze kapłaństwa jeszcze przed maturą, to jednak nikomu o tym nie mówił. Ciągle przyznawał, że chce pójść na turystykę i krajoznawstwo, aby w ten sposób poznawać świat i ludzi. – Decyzję o wyborze seminarium przekazałem rodzicom w święta Bożego Narodzenia, natomiast proboszczowi – w święta Wielkanocne. Część osób podpowiadała mi, żebym najpierw spróbował studiów świeckich, a dopiero potem seminarium. Ja jednak byłem przekonany, że zacznę formację, a jeśli rozeznam brak powołania, to wówczas przeniosę się na inne studia – wyznaje.

Mateusz to zapalony siatkarz, zdobywca wraz z drużyną seminaryjną wicemistrzostwa Polski w piłce siatkowej. Oprócz tego lubi… śpiewać. – Jak już wspomniałem, szkołę podstawową i gimnazjum ukończyłem w Jastkowicach, ale do liceum musiałem dojeżdżać do Stalowej Woli. W miesiącach letnich jeździłem do szkoły rowerem. W czasie podróży nuciłem i śpiewałem sobie różne piosenki, aby umilić jazdę. Stąd w wolnych chwilach lubię sobie pośpiewać, czy to w pokoju, czy w ogrodzie – mówi.

Mateusz lubi przebywać z ludźmi, poznawać ich historię i ubogacać się ich doświadczeniem. – Każde spotkanie to bogactwo. Jako osoba duchowna chcę pomagać ludziom, przyprowadzać ich do Boga, pokazywać piękno Kościoła.

Mateusz Wermiński i Piotr Żurawski święcenia diakonatu przyjmą 28 maja w kościele pw. Przemienienia Pańskiego w Jastkowicach z rąk bp. Edwarda Frankowskiego.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy