Od 6 maja w warszawskich Łazienkach Królewskich prezentowane będzie dzieło Rembrandta van Rijna "Jeździec polski", który przez kilkadziesiąt lat stanowił chlubę Kolekcji Dzikowskiej.
"Lisowczyk" znajdował się w Dzikowie do 1910 r., kiedy Zdzisław Tarnowski, po naradzie rodzinnej, podjął decyzję o jego sprzedaży, w której pośredniczyły londyńska firma Carfex Gallery i nowojorski antykwariat Knoedler and Co. Chęć zakupu wyraził Henry Clay Frick, potentat na rynku stali i koksu, który kilkanaście lat później otworzył w Nowym Jorku The Frick Collection z fantastycznymi zbiorami sztuki. Obraz opuścił Dzików na zawsze 30 kwietnia 1910 r., a w prasie polskiej wszystkich trzech zaborów przetoczyła się prawdziwa burza z gromami zsyłanymi na głowę Tarnowskiego.
- Zdzisław Tarnowski próbował tłumaczyć się, uderzając w tony patriotyzmu, w których jakaś część prawdy była. Pieniądze otrzymane za obraz - 300 tys. dolarów - po części zasiliły budżet rodzinny, po części zostały przeznaczone na wykup Mokrzyszowa z rąk niemieckich właścicieli - mówi dyrektor MHMT.
Wyjątkowością dzieła jest fakt, że do dzisiaj zachowały się tylko dwa portrety konne autorstwa Rembrandta. W latach powojennych po czasy współczesne kolejni badacze, historycy sztuki dociekają, kim jest mężczyzna przedstawiony na obrazie, czy jest to osoba autentyczna, czy alegoryczna, czy jest to rzeczywiście żołnierz lekkiej jazdy polskiej, czy oddziału słynnych lisowczyków, czy może zupełnie innej formacji. Te wątpliwości wpływały również na zmienność tytułów dzieła, które obecnie przez większość historyków sztuki, krytyków zostało przyjęte jako "The Polish Rider".