Urząd Gminy razem z Gminnym Ośrodkiem Kultury zorganizował Dzień Kobiet dla ukraińskiej społeczności.
Był to powód nie tylko do złożenia życzeń paniom, wręczenia im kwiatka oraz poczęstowania słodkościami i kawą, ale też władze samorządowe wykorzystały 8 marca do przedstawienia wojennym uchodźcom planu pomocy obliczonego na najbliższe miesiące.
Obecnie w gminie Gorzyce jest od 150 do 200 uciekinierów z Ukrainy, przede wszystkim kobiety z dziećmi, w tym 63 osoby są już zarejestrowane. Około 30 z nich zadeklarowało, iż poczeka w Gorzycach do zakończenia wojny.
- Wczoraj część ukraińskich dzieci podjęła naukę w PSP nr 1 i 2 w Gorzycach oraz Zespołach Szkolno-Przedszkolnych w Sokolnikach i Trześni. Plus w Samorządowym Przedszkolu w Gorzycach. Dorośli zaś mogą liczyć na pracę. Zgłosiło się już kilku pracodawców, ale czekamy na specustawę - poinformował Leszek Surdy, wójt gminy Gorzyce.
26 Ukraińców przyjęła natomiast gorzycka parafia.
- Pomocą obejmujemy nie tylko te osoby, które u nas mieszkają, ale również zakwaterowane u rodzin. Zapewniamy im całodzienne wyżywienie i spokojny wypoczynek w dwu - i trzyosobowych pokojach. Większość to osoby prawosławne. Niektórzy po raz pierwszy w życiu byli w świątyni z rzymskokatolickim obrządkiem - dodał ks. Mariusz Kozłowski, proboszcz, który wręczył każdemu uczestnikowi spotkania obraz Matki Bożej.
Nadia przyjechała do Polski z dziesięcioletnim synem Marko z Iwano-Frankiwska.
- Opuściliśmy kraj zaraz po pierwszych bombardowaniach. Trudno było dojechać. 12 godzin czekaliśmy na granicy w autobusie. W domu zostawiłam mamę i tatę. Na szczęście, z tego co wiem, dom nasz na razie jest cały. W Polsce byłam już wcześniej. Zastanawiam się nad pozostaniem tutaj na stałe. Poszłabym do pracy, a syn do szkoły - zwierzyła się mieszkanka Iwano-Frankiwska.
Jej koleżanka Maria mieszka na stałe we Lwowie. Do Gorzyc przyjechała z dwojgiem dzieci, siedmio- i dziewięcioletnim oraz z teściową.
- Przyjechałam we wtorek, tydzień temu. Gdy wyjeżdżałam, w mieście dał się odczuć paniczny strach. Była mała panika. Słyszałam kilka wybuchów. Nie było na szczęście zagrożenia dla życia - powiedziała Maria, która chce od razu, gdy tylko skończy się wojna, wracać do kraju.