Ks. Andrzej Kwiczala mówi, że jak na razie w Maniewiczach na Wołyniu panuje spokój. Gorzej ze spokojem psychicznym mieszkańców.
Jak relacjonuje ks. Andrzej Kwiczala, proboszcz parafii pw. Ducha Świętego w Maniewiczach, który gościł w Tarnobrzegu w listopadzie 2019 roku, w związku ze zorganizowaną przez urząd miasta akcją pomocy dla tamtejszych parafian, w Maniewiczach na ulicach panuje spokój. Nie widać nerwowości, tę natomiast odczuwa się w bezpośrednich rozmowach z mieszkańcami, obawiającymi się najgorszego, chociaż niedopuszczającymi myśli, by mógł ziścić się najczarniejszy scenariusz.
Ks. Andrzej powrócił do Ukrainy dzisiaj w godzinach porannych, przebywał bowiem z kilkudniową wizytą w rodzinnym domu w Nysie na Dolnym Śląsku. Gdy tylko wczoraj o świcie dowiedział się o napaści Rosji na Ukrainę, natychmiast podjął decyzję o powrocie, wsiadając do autobusu do Wrocławia, by stamtąd dostać się do Lublina i następnie do Maniewicz.
- Nie mogłem przecież zostawić moich parafian, w tym dzieci i sierot, którymi się opiekuję, oraz osób starszych. Chcę i muszę być z nimi, nie wolno mi ich zostawiać - podkreśla z mocą ks. Andrzej.
Odzyskany przez miejscowych wiernych kościół w Maniewiczach, był ruiną, został odbudowany wielkim wysiłkiem. Marta Woynarowska /Foto GośćZ rodzinnej Nysy wyjechał wczesnym rankiem 24 lutego, do Maniewicz dotarł dzisiaj w godzinach porannych.
- Brakuje biletów na autokary jadące do Ukrainy, gdyż bardzo dużo osób pracujących w Polsce wraca, żeby zabrać swoich bliskich, dzieci, ale są też mężczyźni, jadący by zaciągnąć się do armii i walczyć w obronie ojczyzny. W autobusie, którym jechałem, były 52 miejsca, tymczasem podróżowało nim 67 osób. Nikt, żadne służby, nie robił z tego problemu, zdają sobie sprawę z sytuacji. Na granicy zostaliśmy odprawieni bardzo szybko i sprawnie, zarówno po stronie polskiej, jak i ukraińskiej. Patrzono tylko na mnie z wielkim zdziwieniem, niedowierzaniem, że zamiast siedzieć bezpiecznie w Polsce, decyduję się na wjazd do Ukrainy. Powiedziałem, że to mój obowiązek jako człowieka i kapłana być z tymi, którym posługuję od lat - opowiada ks. Kwiczala.
Wnętrze kościoła w Maniewiczach. Marta Woynarowska /Foto GośćDo wjazdu do Ukrainy nie było ruchu, natomiast w przeciwnym kierunku sznur pojazdów sięgał aż do Lubomla, czyli 25 km. Ks. Andrzej widział dramatyczne sceny, gdyż na granicy okazywało się, że mężczyźni do 60. roku życia w związku z wprowadzeniem stanu wojennego i powszechnej mobilizacji nie mogą opuszczać terytorium Ukrainy.
Po drodze minęli dwa posterunki ukraińskie, przy blokadzie drogi. Autokar, chociaż miał jechać do Kijowa, zakończył trasę w Sarnach, czyli 86 kilometrów od miasta.
Z rozmów z mieszkańcami Maniewicz, przeprowadzonych przez komunikatory internetowe, dowiedzieliśmy się, że wczoraj zauważalny był wzmożony ruch w aptekach, na stacjach paliw oraz przy bankomatach. Było zdenerwowanie sytuacją, ale nie było oznak żadnej paniki. Poza tym zgodnie z apelami kto mógł, przygotował schronienie w razie ostrzału lub bombardowania. Mieszkańcy przyznają, że następuje zmęczenie ciągłym napięciem i wielką niewiadomą o przyszłość, o rozwój wydarzeń. Chodzi także o najbliższe godziny, gdyż docierają do nich informacje o przemieszczaniu się wojsk rosyjskich po Białorusi i pojawieniu się ich w obwodzie brzeskim, graniczących od północy z ukraińskim obwodem wołyńskim.
Tarnobrzeskie obchody Narodowego Święta Niepodległości w 2019 roku z udziałem ks. Andrzeja Kwiczaly. Marta Woynarowska /Foto GośćMieszkańcy Tarnobrzega zapewniają, że tak jak w 2019 roku, tak i teraz ruszą z pomocą. Osoby, które zdecydują się na opuszczenie Ukrainy, mogą liczyć na wsparcie.