Bocian Klekotek zadomowił się na działkach przy ul. F. Nowowiejskiego w Stalowej Woli.
Troskliwą opieka otoczyli go Jarosław Fus z żoną.
- Bocian zjawił się ok. trzech tygodni temu. Najpierw przez okno w salonie zauważyłem krogulca, kilkadziesiąt wron, kilka sójek, a wśród nich bociana... Byłem bardzo zaskoczony. Wyszedłem zaraz i zaniosłem mu kilka kawałków mięsa. Bez wahania zjadł. I od tej pory codziennie ja lub żona dokarmiamy bociana. Dostaje filety z piersi, wątróbki, żołądki - powiedział pan Jarosław.
Bocian dokarmiany jest dwa razy dziennie. Rano ok. 9.00 i po południu, najpóźniej o 16.00, ponieważ później Klekotek - bo tak nazwała go córka pana Jarosława - przenosi się z ziemi na wyższe partie - na drzewo, drewnianą altankę lub murowany budynek z obawy przed drapieżnikami.
Okazuje się, że ten sam bocian wcześniej przebywał na Piaskach, innym stalowowolskim osiedlu. Informację o tym otrzymała straż pożarna. Nie wiadomo, dlaczego się przeniósł, może nie był tam dokarmiany lub się czegoś przestraszył.
- To bardzo mądry ptak. Przy temperaturze minus kilkanaście stopni Klekotek siadał na miejskich latarniach i ogrzewał się ich ciepłem. Gdy wracam do domu wieczorem, włączam światła auta i szukam gdzie jest. Gdy go nie widzę, wydaję znany mu sygnał, wtedy wychyla się zza winkla budynku, dając o sobie znać. Klekotek pozwala mi się zbliżyć na odległość od 4 do 5 metrów. Gdy zaś otwieram bramę na podwórko, powoli zbliża się do miejsca karmienia - dodał J. Fus.
Pan Jarosław bardzo przejął się losem bociana i zadzwonił do Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu. Tam poradzono mu, by go złapał i przywiózł. Niestety Klekotek nie da się złapać. Bardzo za to chętnie wznosi się od czasu do czasu w powietrze, aby rozprostować skrzydła. Stado innych ptaków podąża za nim niczym za przywódcą.
Jarosław Fus z żoną dożywiają nie tylko bociana, ale też inne zwierzęta, w tym sarny czy bażanty. Zbudowali w tym celu specjalne pomieszczenie, gdzie zgromadzili wytłoki z jabłek, sól i inne przysmaki.