17 października mija 93. rocznica urodzin ks. Romana Kotlarza, zwanego "radomskim Popiełuszką" - kapłana błogosławiącego robotników protestujących w Radomiu, zmarłego w niewyjaśnionych okolicznościach.
Ksiądz Roman urodził się w 17 października 1928 r. w Koniemłotach jako najmłodszy z sześciorga dzieci Szczepana i Walerii. Dom rodzinny sąsiadował z zabytkowym kościołem drzwi w drzwi, co niewątpliwie miało wpływ na jego przyszłe powołanie. Dużą rolę w wychowaniu dzieci miał ojciec, który swoją charyzmą i zaangażowaniem budził podziw i szacunek wśród lokalnej społeczności. Atmosfera domu rodzinnego, w którym gromadzili się bliscy, krewni i znajomi, ukształtowała tzw. ludzkiego kapłana.
Małą maturę uzyskał w 1947 r. w Busku Zdroju, a egzamin dojrzałości zdał w 1949 r. w Krakowie, gdzie w tym samym roku wstąpił do Częstochowskiego Seminarium Duchownego. W 1952 r. przeniósł się na własną prośbę do seminarium w Sandomierzu. Tam 30 maja 1954 r. przyjął święcenia kapłańskie, których udzielił mu bp Jan Kanty Lorek. Po święceniach pracował jako wikariusz w Szydłowcu, Żarnowie, Koprzywnicy, Mircu, Kunowie i Nowej Słupi. W 1961 r. został wikariuszem w podradomskiej parafii w Pelagowie, w której zamieszkał i pracował w ciągu kolejnych piętnastu lat, aż do swojej przedwczesnej męczeńskiej śmierci.
Młody kapłan.Na wszystkich tych placówkach ks. Roman dał się poznać, jako charyzmatyczny kaznodzieja, gorliwy i sumienny kapłan, a przede wszystkim ksiądz o otwartym sercu. Każdy, kto miał z nim kontakt, podkreślał u niego osobiste cnoty: skromność, pracowitość, prostolinijność, odwagę, poczucie sprawiedliwości, troskę o ludzi powierzonych jego opiece.
Był niezwykle lubiany przez wiernych za płomienne kazania, autentyczne życie kapłańskie oraz za duże zaangażowanie w pracy z dziećmi i młodzieżą. Przeciwstawiał się przymusowej ateizacji szkolnictwa, m.in. usuwaniu krzyży i nauki religii ze szkół. Taka postawa przysparzała mu jednak wrogów w kręgu ówczesnej władzy komunistycznej. Systematycznie inwigilowany przez bezpiekę, był celem niejednej sprawy operacyjnej oraz obiektem oszczerczych donosów.
Podczas odśnieżania chodnika.Represje inwigilowanego księdza wzmogły się po tym, jak 25 czerwca 1976 r. przyłączył się do protestujących robotników z radomskiego "Łucznika", a następnie ze schodów kościoła udzielił im błogosławieństwa.
Ks. Kotlarz nie pozostawał obojętny wobec represjonowanych. W swoim kościele modlił się w intencji aresztowanych, wygłaszał kazania potępiające politykę władz komunistycznych, podkreślając w nich konieczność poszanowania praw człowieka. Taka postawa księdza nie podobała się Służbie Bezpieczeństwa, która dążyła do uciszenia "niepokornego klechy z Pelagowa". Rozpoczęto szereg akcji nękania księdza, które miały na celu "przyprowadzenie go do porządku". Najgorszą formą zemsty na bezkompromisowym księdzu były wielokrotne pobicia, jakich dopuszczali się "nieznani sprawcy", przyjeżdżający samochodem i włamujący się do samotnie mieszkającego proboszcza. Katowanie księdza spowodowało uszkodzenia narządów wewnętrznych.
Ks. Roman ostatnią Mszę św. odprawił 15 sierpnia 1976 r. W jej trakcie zasłabł i stracił przytomność. Przed omdleniem krzyknął: "Matko, ratuj!". Zmarł trzy dni później w ciężkich cierpieniach. Jako przyczynę zgonu podano niewydolność mięśnia sercowego oraz obustronne krwotoczne zapalenie płuc.
Więcej na temat życia i wspomnień siostrzenic o ks. Romanie Kotlarzu będzie można przeczytać w najbliższym numerze "Gościa Sandomierskiego" (nr 42 na 24 października).