Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że wchodząc do kościołów, stąpamy po grobach.
Od wielu lat, każdego roku w uroczystość Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny ojcowie dominikanie z tarnobrzeskiego konwentu udostępniają wiernym wstęp do krypty mieszczącej się pod kościołem. Spoczywają tam fundatorzy klasztoru i jego dobrodzieje z rodu Tarnowskich, panów na Dzikowie. 2 listopada zaś w krypcie sprawowana jest Msza św. w ich intencji. Ostatnie prochy Leliwity spoczęły tu przed dwoma laty, 3 listopada 2018 r. odbył się bowiem pogrzeb Pawła Tarnowskiego, najmłodszego syna ostatnich właścicieli Dzikowa Róży i Artura Tarnowskich.
W świadomości mieszkańców Tarnobrzega dominikańska krypta jest bodaj jedyną istniejącą. Tymczasem nic bardziej mylnego. Swoje podziemia, gdzie znaleźli miejsce wiecznego spoczynku miejscowi obywatele oraz duchowni – i to w dodatku o wiele starsze niż pod świątynią ojców dominikanów – mają dwa inne tarnobrzeskie kościoły: pw. św. Marii Magdaleny na os. Miechocin oraz św. Gertrudy i św. Michała Archanioła w Wielowsi.
Jan Artur Tarnowski przy wnęce mieszczącej urny z prochami jego rodziców. Piotr DumaMało kto o nich wie, gdyż obie przed wielu laty zostały zamurowane i wejście do nich jest niedostępne.
Miechocińska krypta
Najstarsza jest krypta w kościele miechocińskim. Ostatni raz otwarta była podczas wielkiego remontu kościoła przeprowadzonego w początku lat 30. ubiegłego wieku. Z tamtego czasu zachowała się relacja chłopców, którzy wówczas zeszli do podziemi. Za Wojciechem Rawskim przytacza ją Sławomir Stępak: "(...) opowiadali później, iż od strony ołtarza głównego stało kilka trumien, a po lewej stronie duża trumna i w rogu proporzec ze szczątkami końskiego ogona". Ta okazałych rozmiarów trumna, jak wielu przypuszcza, należała najprawdopodobniej do szwedzkiego rotmistrza Axela, który będąc ciężko rannym, przed śmiercią się nawrócił i przyjął chrzest z rąk wikariusza miechocińskiego. Zmarł w listopadzie lub grudniu 1655 r. i spoczął w podziemiach tutejszego kościoła.
Najwcześniejsze wzmianki o krypcie w świątyni w Miechocinie wprawdzie pochodzą dopiero z XVII stulecia, ale spokojnie można mniemać, że istniały znacznie wcześniej, pełniąc rolę miejsca ostatniego spoczynku duchownych, szlachty i innych zasłużonych mieszkańców parafii i okolicy.
Oznaczone krzyżem zejścia do krypty w kościele w Miechocinie. Marta Woynarowska /Foto GośćPo wymianie posadzki miejsce, gdzie znajdowało się zejście do krypt (przy południowej ścianie prezbiterium), oznaczono krzyżem ułożonym z płytek o innej barwie.
Ale krypta w kościele pw. św. Marii Magdaleny nie jest jedyną na os. Miechocin. Podziemia, gdzie spoczywają szczątki Franciszki z Siennickich Stawiarskiej, znajdują się pod kaplicą na Starym Cmentarzu "na Piaskach". Fundatorami kaplicy byli mąż zmarłej, Seweryn Stawiarski, oraz Zofia z Zamoyskich i Jan Dzierżysław Tarnowscy.
Wielowiejska krypta
Ostatnimi osobami, które zeszły do wielowiejskiej krypty mieszczącej się pod kaplicą św. Gertrudy, byli Zdzisław Tarnowski, jego syn Artur oraz dr Michał Marczak, dzikowski bibliotekarz, który w cztery dni po pierwszej eksploracji spisał dokładną relację z owych niecodziennych odwiedzin, budzącą niemal grozę. "Sposobność dostania się do omawianego grobowca zdarzyła się w obecnym czasie dzięki dokonywanej przebudowie kościoła wielowiejskiego. Zatem w dniu 28 lipca b.r. JWP. Zdzisław hr. Tarnowski wraz ze swym synem hr. Arturem i w towarzystwie podpisanego wybrał się do Wielowsi dla rozejrzenia się w sytuacji i warunkach grobowca, a następnie 29 lipca w tym samym składzie osób dla zwiedzenia samego grobowca po jego otwarciu przez budowniczego Tychanowicza.
Zwiedzanie grobowca poprzedzone zostało przesłuchaniem mieszkanki miejscowej, Magdaleny Ordykówny, która w r. 1884 w czasie budowy dotychczasowego, obecnie przebudowywanego kościoła, do grobowca wpadła na skutek częściowego zawalenia się sklepienia. Wówczas widziała wzdłuż ścian ustawione jedna na drugiej 10 czy więcej trumien z wolnem miejscem w środku grobowca, który następnie miał być uporządkowany i otwór w sklepieniu zamurowany.
Po wstąpieniu na schodki (3 stopnie) pod lewą ścianą kościoła i przekroczeniu otworu do grobowca pozostawionego zwrócił uwagę JWP. Hrabiego niesłychany nieład, pewną grozę budzący, a panujący w grobowcu. Cała przestrzeń pokryta była odłamkami trumien drewnianych, przeważnie do cna zbutwiałych, z pośród których wystawały kości i 12 widocznych czaszek. W środku zwał ten był większy i na nim ustawione były 2 późniejsze i względnie najlepiej zachowane trumienki dzieci bez wiek. W przeciwieństwie do tego, co opowiadała wspomniana mieszkanka miejscowa, właśnie wzdłuż ścian było najmniej szczątków, aczkolwiek tam miały być ustawione trumny. Nienaturalnie rozrzucone szczątki poszczególnych trumien nasuwały podejrzenie, że kiedyś np. w r. 1884 lub później jacyś zezwierzęceni sprawcy dopuścili się z chciwości profanacji tego miejsca i zarówno śmiertelne szczątki pochowanych tu osób jak trumny rozrzucili".
Płyta w kaplicy św. Gertrudy w wielowiejskim kościele. Piotr CzepielNastępnego dnia hr. Zdzisław ponownie zszedł do krypty w towarzystwie syna Artura oraz żony Zofii z Potockich. Po tej wizycie w dzikowskim zamku odbyła się narada, co począć z nieładem panującym w podziemiach wielowiejskiego kościoła. Ustalono wówczas, "że należy osobno zebrać z należytym pietyzmem, winnym zmarłym, ich kości oraz szczątki materyj, osobno zaś resztki i części trumien". Pośrodku krypty miał powstać prosty murowany sarkofag, w którym miano pomieścić kości zmarłych, podczas gdy resztki trumien zdecydowano się zakopać pod boczną ścianą. Na prośbę dziedzica Dzikowa, Michał Marczak w porozumieniu z hrabiną Zofią zobowiązał się do ułożenia stosownego napisu, informującego o spoczywających w krypcie zmarłych, który miał znaleźć się na płycie umieszczonej w kaplicy.
Opracowanie napisu na epitafium zajęło nieco czasu, zwłaszcza, że pomiędzy zamawiającym a jego wykonawcą istniała mała różnica zdań. W liście z 13 maja 1934 r. adresowanym do Zdzisława Tarnowskiego Michał Marczak zauważał, że "600-letnia przeszłość rodu Tarnowskich nakazuje, by epitafjum dla Wielowsi nie było takie anemiczne, bezbarwne i z rodziną mało związane jak epitafjum, którego napis Pan Hrabia mi pokazywał. Projektowany przez mnie napis jest szczegółowy, obszerny, jego wykonanie kosztowniejsze, ale za to korzyść moralna i prestiż większe". Tablicę z białego marmuru kararyjskiego wykonał krakowski Zakład Artystyczny Kamieniarsko-Budowlany Franciszka Łuczywo,
Treść inskrypcji autorstwa dr. Marczaka poświęcona została pamięci nie tylko przedstawicielom rodziny Tarnowskich, ale także duchownych oraz wszystkim wiernym z wielowiejskiej parafii, którzy w podziemiach kościoła znaleźli miejsce wiecznego spoczynku.