Na przystani wiślanej odbył się chrzest pychówki o wdzięcznym imieniu "Wena".
Tarnobrzescy wodniacy, a zwłaszcza Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej "Siarka-Tarnobrzeg" oraz troje armatorów, członkowie TKKF (Marta Lipowska, Gniewko Ziemba i Wojciech Malicki) dzisiejszy dzień z pewnością zaliczą do jednego ze szczęśliwszych, odbyły się bowiem uroczysty chrzest zakupionej przez nich łodzi i jej oficjalne wodowanie.
- Jest to łódź drewniana zwana pychówką. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu pychówki były stałym widokiem na Wiśle w naszym regionie - wyjaśniała Marta Lipowska, jedna z nielicznych kobiet sterniczek. - W Tarnobrzegu jest nasza, natomiast w Sandomierzu - kilkanaście. I kilkoma z nich, w tym flagowym 9-metrowym batem, przypłynęli na naszą uroczystość koledzy z "Napędzani Wisłą", z prezesem stowarzyszenia Markiem Bażantem.
Łódź według starych wzorów zbudowali mistrzowie szkutnictwa z podtarnobrzeskich Sokolnik. - Do budowy zostało użyte drewno sosnowe, natomiast w miejscach szczególnie narażonych na jakieś uszkodzenia, jak dziób i rufa - z dębowego, jako znacznie twardszego i mocniejszego - dodał Wojciech Malicki.
Satysfakcji z dzisiejszego wydarzenia nie krył prezes TKKF "Siarka-Tarnobrzeg":
- To radosny dzień, świadczy bowiem, że Tarnobrzeg, który przez parędziesiąt ostatnich lat zdecydowanie "odwrócony był tyłem" do Wisły, zaczyna powoli ją zauważać i doceniać jaj walory turystyczne i wypoczynkowe - mówił Zbysław Babula. - Z młodych lat pamiętam, jak Wisła "żyła" drewnianymi łodziami, jak piasek z dna był wydobywany na lary, a przewóz odbywał się dużą pychówką. Było mnóstwo żaglówek, kajaków i jedna milicyjna motorówka. To wszystko w pewnym momencie zniknęło. Dlatego dzisiejsze wydarzenie cieszy, bo z "Weną" wiążemy wiele nadziei - że jej pojawienie się zachęci innych do powrotu na drewniane łodzie i pływanie nimi po Wiśle. Pragniemy, by dała początek naszej przystani łodziowej w Tarnobrzegu, czyli wracamy do minionych lat.
Wiceprezes Grzegorz Skowron dodał, że na Wiśle od Krakowa do Tarnobrzega nie istnieje ani jedna przystań, gdzie uczestnicy rejsów mogliby się zatrzymać, czy skorzystać w razie konieczności z pomocy.
Marek Bażant z "Napędzani Wisłą" zauważył, że jeszcze kilka lat temu w Sandomierzu nie było ani jednej tradycyjnej, drewnianej łodzi. Sytuacja zmieniła się po 2016 roku.
- Wówczas jedna taka łódź popłynęła z motorówkami do Warszawy. Uczestnicy stwierdzili, że było to niepowtarzalne doświadczenie, które musi być kontynuowane. I tak od jednej łódki, doszliśmy w Sandomierzu do kilkunastu. Stworzyliśmy grupę osób współpracujących ze sobą, podzielających fascynację Wisłą, kochających spływy i wodę. To, że dzisiaj jesteśmy tutaj, to efekt naszego zakochania w Wiśle - mówił Marek Bażant.
W uroczystości uczestniczyli prezydent Tarnobrzega Dariusz Bożek oraz burmistrz Nowej Dęby Wiesław Ordon, prywatnie miłośnik wiślanych spływów.
Na zakończenie chętni mogli odbyć mały rejs łodziami po rzece z przybiciem spacerem po jednej z wiślanych wysp.