100 lat skończyła Gizela Krajewska, niestrudzona organizatorska zapustów w Radomyślu nad Sanem.
Ze względu na stan zdrowia pani Gizela nie mieszka już w Radomyślu lecz u rodziny w Legnicy. Za swoją nieocenioną dla radomyskiej kultury pracę w 2003 roku została wpisana do „Księgi Zasłużonych” dla gminy Radomyśl nad Sanem, a w 2005 roku otrzymała nagrodę starostwa powiatowego za szczególne osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury.
Przemarsz zapustników Gizela Krajewska organizowała od początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a osobiście uczestniczyła w nim jeszcze w latach trzydziestych.
- Zapustami byli wówczas obaj moi stryjowie, Fredek i Kazik. Jako mała dziewczynka latałam za nimi. Pamiętam iż stryj Fredek niósł dużą kartkę na której z humorem potraktowano władze gminne. Stroje zaś nie były tak ładne jak teraz. Stryj wkładał sobie kapotę na lewą stronę i przepasywał się powrósłem. W latach sześćdziesiątych malowaliśmy też twarze. Potem nastały plastykowe maski - wspominała na łamach sandomierskiego Gościa Niedzielnego pani Gizela.
Gizela Krajewska uwielbiała zapustowe parady.
- Ja tym żyję cały rok. Przed samym marszem siedzę w domu i nabieram sił. Zawsze jestem też przebrana. Poniedziałek i wtorek przed Środą Popielcową to w Radomyślu „szalone” dni. Bawimy się wtedy do upadłego. Urządzamy przyjęcia. Kiedyś zabijano sarnę. Grzbiet jej nazywa się comber. Kobiety piekły go i podawały podczas zabawy, która z tego powodu nazywa się combrem. Dawnej zabawa kończyła się we wtorek o północy. Teraz jest organizowana wcześniej, w sobotę przed zapustną niedzielą -opowiadała z przejęciem pani Gizela.