Świętokrzyska Grupa Eksploracyjna odkryła cmentarz z I wojny światowej w Królewicach koło Sulisławic. Trwa ustalanie kto spoczął w żołnierskich mogiłach.
Pierwsze informacje o zapomnianym cmentarzu wojennym w Królewicach członkowie Świętokrzyskiej Grupy Eksploracyjnej otrzymali od Jacka Piwowarskiego, sołtysa miejscowości Wiązownica-Kolonia, który o nekropoli słyszał z opowieści swoich dziadków.
Cmentarz wyłoniony z chaszczy
– Za jego pośrednictwem skontaktowaliśmy się z sołtyską miejscowości Królewice, która pomogła nam zlokalizować miejsce domniemanego cmentarza. Właścicielem działki okazał się pan Paweł Zych, który potwierdził, że jego przodkowie wspominali o krzyżach, które stały na tym terenie. Właściciel zgodził się abyśmy uporządkowali teren i przeprowadzili wstępne badania – opowiada Dominik Kasprzyk. Przez kilka dni członkowie grupy wycinali zarośla i porządkowali teren, równocześnie każdy z nich prowadził kwerendę w internecie i dostępnych dokumentach i archiwach.
– Skontaktowaliśmy się z panem Markiem Lisem, znawcą historii działań wojskowych z czasów I wojny światowej na naszym terenie. Potwierdził, że w dokumentach wojskowych taki cmentarz wojenny istniał, jednak podkreślał, że nie ma informacji czy ta nekropolia nie była przeniesiona w latach 30-tych XX wieku na cmentarz wojenny w Koprzywnicy – dodaje. Pasjonaci historii nie poczęli na laurach. Wstępne ustalenia pozwoliły określić kilka faktów. - W 1915 roku byli tutaj chowani żołnierze z armii austro-węgierskiej. Piętnastu z nich leży w mogile zbiorowej, były też pojedyncze mogiły oficerskie, jeden grób zbiorowy żołnierzy armii carskiej i jeden pochówek oficera armii rosyjskiej. W latach 20 ubiegłego wieku cmentarz ten figuruje w polskich aktach, a dekadę później ślad po nim w dokumentach ginie. Stąd przypuszczenia, że mógł się on znaleźć na liście nekropolii, wojennych które w latach 20 i 30 ekshumowano a szczątki poległych żołnierzy pochowano na cmentarzu w Koprzywnicy, na którym wyznaczono kwaterę wojenną. Jednak skoro członkowie grupy dotarli do informacji, że cmentarz istniał jeszcze po latach 30-tych ubiegłego wieku to warto zbadać sprawę do końca i ustalić czy poległych żołnierzy ekshumowano czy też nadal spoczywają w miejscu pierwszego pochówku. Jest to niewątpliwie ciekawostka historyczna – opowiada Marek Lis.
Następnym krokiem badawczym będzie sprawdzenie terenu georadarem. – Aktualna trudna sytuacja spowodowana pandemią utrudnia podjęcie kolejnych kroków. Chcemy najpierw przebadać teren za pomocą georadaru, to pozwoli ustalić czy dobrze wytypowaliśmy miejsce usytuowania cmentarza oraz to czy przeprowadzono ekshumację ciał. Jeśli badanie potwierdzi, że tutaj byli pochowani żołnierze walczący na froncie I wojny światowej, będziemy chcieli ogrodzić to miejsce i upamiętnić stosowną tablicą. Naszym celem jest ustalenie nazwisk tych żołnierzy którzy spoczęli na tym cmentarzu. Kilkanaście nazwisk już udało się ustalić, szczególnie poległych z armii austro-węgierskiej. Badania i kwerenda trwają nadal. Chcemy wykonać tablicę z nazwiskami żołnierzy, których tutaj pochowano, aby utrwalić historię tego miejsca i tych, którzy tutaj spoczęli – dodaje Sebastian Grabowiec ze Świętokrzyskiej Grupy Eksploracyjnej. Jak dodaje wraz z panem Jackiem Piwowarskim grupa poszukiwawcza skierowała zapytanie do Ambasady Austrii o ewentualne pozwolenie na dalsze badania jednak na dzień dzisiejszy nie otrzymała odpowiedzi.
– Jesteśmy grupą działająca zgodnie z prawem i żadne badania bez stosownych pozwoleń nie wchodzą w grę. Gdyby się okazało, że groby nie były ekshumowane, każdy kolejny krok w badaniach będzie podejmowany ze zgodą konserwatora zabytków i odpowiednimi władzami – dodaje Sebastian Grabowiec.
Wojenna dzieje
Cmentarz wojenny w Królewicach związany jest z działaniami I wojny światowej na froncie walk pomiędzy armiami Austro-Węgierską a Rosjanami, które miały miejsce w rejonie Opatowa w maju i czerwcu 1915 r. – W wyniku ofensywy wojsk austriackich Rosjanie chcieli umocnić linię obrony w okolicach Opatowa i Klimontowa. Dość zaciekłe walki toczyły się w tym rejonie pomiędzy połową maja a 20-23 czerwca 1915 r. nazwano je bitwą pod Opatowem. Podczas tych działań linia frontu zmieniała się dość często i przebiegała na linii Baćkowice-Opatów-Klimontów-Konary-Koprzywnica. Armia Austro-węgierska była w natarciu, a Rosjanie wycofywali się tworząc co jakiś czas linię obronną – opowiada Marek Lis. W Królewicach utworzono szpital polowy tzw. lazaret, dla żołnierzy z 46 dywizji piechoty austriackiej Landwery, która walczyła na tym odcinku frontu. - Lazaretem nazywano szpital polowy, którego fachowa nazwa brzmiała Dywizyjny Zakład Sanitarny. Zwożono tutaj rannych walczących na okolicznym froncie z przełomu maja i czerwca – dodaje M. Lis. Jak opowiada w lazarecie tylko opatrywano rannych, a gdy zachodziła potrzeba przewożono ich do szpitala poza linię frontu. - Trzeba dodać, że śmiertelność w takim lazarecie była bardzo duża. Tak naprawdę był to tylko punkt opatrunkowy, gdzie udzielano pierwszej pomocy. Jeśli rannemu udało się przeżyć, trafiał do dalszego leczenia w szpitalu poza frontowym. Dokumenty z czeskich archiwów, do których dotarłem podają przyczynę śmierci pochowanych w Królewicach: postrzał w głowę, postrzał w klatkę piersiową, postrzał w brzuch. To były rany, które było trudno zaopatrzyć w prowizorycznym szpitalu polowym. Stąd wielu rannych umierało i było chowanych w tworzonych cmentarzach polowych – dodaje historyk. Pytając pana Marka, czy w przypadku ekshumacji jest szansa na identyfikację poległych lub znalezienie w miejscu pochówku osobistych pamiątek, historyk odpowiada, że poza szczątkami kostno-szkieletowymi jest marna szansa na odnalezienie wojskowych identyfikatorów czy osobistych pamiątek. – Po pierwsze musimy uświadomić sobie, że poległych na froncie żołnierzy nie chowano w trumnach, nie było na to ani środków i ani czasu. Po drugie żołnierza, którego opatrywano z ran najprawdopodobniej rozbierano z munduru dla higieny i dostępu do miejsc zranionych. Gdy umierał zawijano w prześcieradło i tak składano do grobu. Po trzecie, zazwyczaj gdy żołnierz umierał w lazarecie lub szpitalu, bądź nawet na polu walki, to zabierano mu osobiste pamiątki by odesłać rodzinie wraz z zawiadomieniem o śmierci. Dlatego trudno spodziewać się odnalezienia jakiś osobistych pamiątek. Nie mniej jednak istnieje prawdopodobieństwo znalezienie elementów munduru lub identyfikatorów wojennych czyli popularnych nieśmiertelników, choć podczas I wojny światowej nie były one jeszcze udoskonalone. Na początku I wojny światowej żołnierze austriaccy mieli małe blaszane skrzyneczki, które zawierały zapis identyfikujący żołnierza na małej krateczce. Zapis był wykonany tzw. ołówkiem chemicznym więc nie możemy się spodziewać, że przetrwały taki czas a ewentualny odczyt będzie bardzo trudny – wyjaśnia pan Marek.
Historia zapisana w szczegółach
Nie mniej jednak wcześniejsza kwerenda jaką historyk przeprowadzał w czeskich archiwach chcąc poznać historię działań I wojny światowej w rejonie opatowsko-klimontowsko-sandomierskim, pozwoliła na zidentyfikowanie tożsamości kilku żołnierzy pochowanych na cmentarzu w Królewicach.
– Ustaliłem na podstawie czeskich archiwów personalia 13 pochowanych na tym cmentarzu. Byli to żołnierze 15 pułku, 46 Dywizji Landwery, z pochodzenia byli Czechami, pochodzącymi z okolic Opawy tuż przy obecnej granicy z Polską. Z kart zgonu możemy ustalić że wszyscy ci żołnierze byli wyznania rzymsko-katolickiego, cześć z nich była w przedziale wiekowym 20-23 lata, ale pośród poległych było także kilku starszych po 30-tym roku życia. Kilku z nich było żonatych, jednak większość była stanu wolnego czyli kawalerowie. Możemy poznać ich zawody jakie wykonywali przed wcieleniem do wojska: kowal, woźnica, pomocnik gospodarza, robotnik, sekretarz osobisty, który w wojsku był w randze oficera. Nazywał się Wiktor Newratil, był porucznikiem rezerwy powołanym do wojska na czas wojny i pełnił funkcję sekretarza. Bardzo interesujący jest zapis obecności przy żołnierskich pogrzebach księdza, był nim niejaki Karl Sieprawski, kapelan 46 dywizji Landwery – opowiada historyk.
Ciekawostkę historyczną stanowi fakt dokładnego umiejscowienia cmentarza oraz ustalenia czy był ekshumowany w latach 30-tych ubiegłego wieku czy też nie. – Cieszę się, że sprawa cmentarza wojennego w Królewicach powraca dzięki staraniom Świętokrzyskiej Grupy Eksploracyjnej. Każde takie działanie wnosi bardzo wiele w wyjaśnienie może i małych elementów historycznych, jednak, które składają się na ogólny obraz badań historycznych i naszą wiedzę o lokalnej historii - podsumowuje pan Marek Lis.
O dalszych badaniach, ustaleniach i odkryciach Świętokrzyskiej Grupy Eksploracyjnej będziemy informować.