15 lat temu, 2 kwietnia, umarł Jan Paweł II. Jak pamiętają go mieszkańcy sandomierskiej diecezji?
Na pielgrzymkę do Włoch 7 marca 1999 roku wyjechali nauczyciele z PSP nr 12 w Stalowej Woli. Uczestniczyła w niej też Lucyna Golec.
- Z prawej strony w drzwiach pojawiła się na biało ubrana, troszeczkę przygarbiona postać. Szła żwawym krokiem, wydawało się, że nieco kulała. Stanęła przy fotelu, pozdrowiła i pobłogosławiła wszystkich zebranych. Razem zaśpiewaliśmy pieśń „Maryjo, Królowo Polski” - przywołała z pamięci pani Lucyna.
Młodzież zrzeszona w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży wzięła udział w audiencji w Watykanie w 2003 roku. W tej grupie był także Piotr Wiśniowski ze Stalowej Woli, wówczas młody chłopak w garniturze pod krawatem. Obecnie kapłan ze zgromadzenia ojców pijarów.
- Ojca Świętego Jana Pawła II miałem okazję spotkać podczas pielgrzymki Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Diecezji Sandomierskiej w lipcu 2003 r. Był to dla naszej wspólnoty jubileusz 10-lecia działalności. Kiedy Ojciec Święty zapytał mnie o imię, zwyczajnie nie potrafiłem odpowiedzieć. Zupełna pustka w głowie. Zapamiętałem za to jego głos. Wydał się inny od tego, który znałem z radia czy telewizji. Do dziś pamiętam ten głos i pytanie, które wtedy pozostawiłem bez odpowiedzi - wyznał o. Piotr.
Gabriel Gongola z Pysznicy jest obecnie studentem Politechniki Rzeszowskiej. Papież pobłogosławił go w 1999 roku, gdy miał kilka lat.
- Miałem wtedy może cztery lata, więc niewiele pamiętam. Od urodzenia mieszkałem w Rzymie. Podczas jednej z audiencji papieskich Jan Paweł II uczynił znak krzyża na moim czole. Wydarzenie to znam tylko z opowieści, a zdjęcie, które to pokazuje, jest dla mnie szczególną pamiątką. Jestem dumny z tego, że miałem okazję spotkać Jana Pawła II i otrzymać od niego indywidualne błogosławieństwo - wyznał pan Gabriel.
Róża Wraga z Rudnika nas Sanem po raz pierwszy spotkała się z Janem Pawłem II na audiencji 29 czerwca 1986 roku.
- Jak ja wtedy płakałam! Gdy podeszłam do niego i na niego spojrzałam, on się o coś zapytał, zaczęłam tak strasznie płakać, a on wtedy mnie do siebie przytulił. I gdy następnym razem jechałam do Castel Gandolfo, to sobie powtarzałam: Róża, przecież ty jedziesz się cieszyć, bo jedziesz do Ojca Świętego, a nie będziesz płakała. I wtedy byłam już uśmiechnięta - powiedziała pani Róża.
Więcej wspomnień i archiwalnych zdjęć jutro na sandomierz.gosc.pl.