Śpiew najpiękniejszych kolęd i najpopularniejszych pastorałek niósł się po salach zamku Tarnowskich.
Śpiew najpiękniejszych kolęd i najpopularniejszych pastorałek niósł się po salach zamku Tarnowskich.
- Jak obyczaj każe stary, wedle przodków naszych wiary, pragnę złożyć wam życzenia w dzień Bożego Narodzenia. Niech ta gwiazdka betlejemska, która świeci wam o zmroku zaprowadzi was do szczęścia, radości, miłości, zdrowia w nadchodzącym Nowym Roku. Wiwat! - tymi rymowanymi życzeniami Janusz Błachowicz, pierwszy Dzikowianin, przywitał wszystkich zgromadzonych w wielkiej sali na „Dzikowskim kolędowaniu”. Muzeum Historyczne Miasta Tarnobrzega zaprosiło bowiem tarnobrzeżan na tradycyjne, doroczne kolędowanie.
Przy akompaniamencie i kierunkiem Anny Pintal uczestnicy wspólnego śpiewania wyśpiewali najpiękniejsze kolędy i pastorałki, w tym brawurowo wykonaną góralską pieśń, bardzo lubianą przez Jana Pawła II, „Oj, Maluśki, Maluśki”. Wspólne kolędowanie zakończyła nieco zapomniana pastorałka „Dnia jednego o północy”, którą, ku wielkiej radości dyrektora muzeum Tadeusza Zycha, zaśpiewał z przytupem Janusz Błachowicz.
- Czas bożonarodzeniowy nierozerwalnie wiąże się z tradycją kolędowania, zwłaszcza w gronie rodzinnym. My znajdujemy się wszak w domu, w którym, jak wspomina pan Jan Tarnowski, obowiązkowo śpiewano kolędy przy pięknie ustrojonej choince, tak jak nakazywała tradycja, a ta wszak była w tym miejscu pieczołowicie pielęgnowana. Dlatego uważam, iż naszym obowiązkiem jest kontynuowanie tego zwyczaju, stąd od kilku lat w okresie Bożego Narodzenia spotykamy się w zamku na wspólnym śpiewaniu. Przyznam, że ja również od kilku lat u siebie w domu organizuję kolędowanie z gronem zaproszonych przyjaciół. Uważam bowiem, że jest to jedna z najpiękniejszych tradycji, a ponadto Boże Narodzenie to święta wielkiej radości, bo oto Bóg stał się człowiekiem, zszedł na ten nasz padół, by być jednym z nas - mówił Tadeusz Zych. - Pastorałkę, którą zakończenie naszego kolędowania wykonał pan Janusz, pamiętam z dzieciństwa. Śpiewali ją moi dziadkowie. Niestety nie spisałem jej tekstu, a później nikt już w rodzinie jej nie wykonywał i nie pamiętał słów. Dopiero przed kilkoma laty trafiła do moich rąk stara kantyczka, w której odnalazłem „Dnia jednego o północy”. Jakaż była moja radość. Dlatego jestem bardzo wdzięczny panu Januszowi Błachowiczowi za przypomnienie jej dzisiaj.