Niepodległość w kinie

Polonista, poeta, krytyk literacki Grzegorz Kociuba mówił o filmowych wizjach dróg wiodących do niepodległości Polski.

Wykład Grzegorza Kociuby - „Niepodległość a współczesne kino polskie” zamknął tegoroczną siódmą edycję Tygodnia Historycznego, zorganizowanego przez Bibliotekę Pedagogiczną w Tarnobrzegu.

- By nie wdawać się w akademickie rozważania, co należy rozumieć przez określenie „współczesne”, przyjąłem, iż rzecz będzie dotyczyła filmów powstałych po 1945 roku, a zatem także tych nakręconych w czasach władzy komunistycznej, która miała ewidentny problem z rokiem 1918 z oczywistych powodów ideologicznych, chodzi m.in. o osoby ściśle związane z tą datą, jak Józef Piłsudski, Roman Dmowski itd. - wyjaśnił G. Kociuba. - W okresie stalinowskim temat ten objęty był całkowitym milczeniem, ale także później władza oraz kino nie radziły sobie z tą kwestią, podobnie jak ze słowem „niepodległość”, skrzętnie je omijając. Dlatego pojawiały się np. tytuły „Drogi i bezdroża II Rzeczypospolitej” (reż. Andrzej Chiczewski i Andrzej Garlicki, produkcja z roku 1968), „Wersal - Poczdam” (reż. Bohdan Kosiński, rok 1968). Dla filmowców problem był dwojakiego rodzaju - z jednej strony 50. rocznica powrotu Polski na mapy Europy, którą należało jakoś uwzględnić, z drugiej zaś wydarzenia marcowe i wielka nagonka antysemicka, i kolejne starcie na linii władza - społeczeństwo.

Omawiając produkcje z lat PRL, G. Kociuba wspomniał o filmach, w tym także biograficznych, ukazujących postaci pierwszych polskich przywódców komunistycznych, m.in. Juliana Marchlewskiego, Feliksa Kona oraz poświęconych roli Lenina w historii Polski.

- Im bliżej było końca lat 80., tym bardziej uwypuklano ich propolską, narodową i niepodległościową działalność, kosztem rewolucyjnej - zauważył krytyk.

Z okresu przed 1989 rokiem, szczególną uwagę zwrócił na film Jerzego Kawalerowicza „Śmierć prezydenta”, dotyczący okoliczności zabójstwa pierwszego prezydenta II RP Gabriela Narutowicza.

- Jest to pewien fenomen. Film bowiem, mimo iż powstał w 1977 roku, nie stracił nic ze swej świeżości, aktualności. Wciąż znakomicie się go ogląda. Ponadto, na co zwracali uwagę krytycy filmowi, reżyser oddał w nim głos obu przeciwnym stronom - ugrupowaniom popierającym Narutowicza oraz prawicy, w tym jego zabójcy Eligiuszowi Niewiadomskiemu, którego rewelacyjnie zagrał Marek Walczewski. Każda ze stron przedstawiła swoje racje. Film potraktowany był przez odbiorców jako obraz demokracji, w której jest miejsce na wielogłosowość, ścieranie się poglądów - mówił Grzegorz Kociuba.      

Wykład zamknął głośnymi tegorocznymi produkcjami - „Piłsudskim” w reżyserii Michała Rosy oraz „Legionami” Dariusza Gajewskiego, które w opinii prelegenta, patrzącego na nie z punktu widzenia pedagoga, spełniają doskonałą rolę edukacyjną nie tyle poprzez warstwę faktograficzną, ile emocjonalną.

- Oglądając filmy historyczne musimy zdawać sobie sprawę, na co zwraca uwagę filmoznawca Piotr Zwierzchowski, iż kino nie tyle ukazuje wydarzenia historyczne, ile ich interpretacje, i aby powstał dobry film historyczny, kino musi w tym wypadku wygrać z historią. Ponadto na obraz historyczny wpływają relacje z historią, pamięcią kulturową oraz tożsamością narodową, interesy producentów, strategie twórców, ale także polityka historyczna oraz kompetencje odbiorców - podsumował Grzegorz Kociuba.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..