Po zakończeniu II wojny światowej władza komunistyczna wydała wypowiedziała wojnę duchownym. Mimo represji i szykan wielu kapłanów pozostało niezłomnych.
Podczas okupacji hitlerowskiej zaangażowanie w konspirację oraz walka o wolność i niepodległość stało się dla wielu Polaków niemal obowiązkiem, wypływającym z poczucia patriotyzmu i umiłowania Ojczyzny.
Niestety ocena przynależności do podziemia niepodległościowego i do Armii Krajowej uległa diametralnej zmianie po wejściu nowej władzy niesionej przez Armię Czerwoną. Dotychczasowi bohaterowie w oczach władz komunistycznych stali się bandytami i potencjalnymi reakcjonistami mogącymi zagrozić nowemu porządkowi, wyznaczonemu przez władzę ludową.
Na celowniku Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego znaleźli się duchowni powiązani z konspiracją w okresie okupacji niemieckiej i przejawiający mocne przywiązanie do wartości patriotycznych. Wielu z nich było aresztowanych i przetrzymywanych w więzieniu, a nawet skazanych na długoletnie więzienie. Prezentujemy kolejnych kapłanów terenów naszej diecezji, którzy mimo szykan pozostali wierni Bogu i wspólnocie Kościoła, płacąc za to często wielką cenę.
Zamknął UB-eków w kościele
Niezwykłym kapłanem niezłomnym był pochodzący z Pniowa ks. Franciszek Lądowicz. Swoje umiłowanie służby Ojczyźnie wyniósł z domu. Po ukończeniu gimnazjum w 1933 r. przez dwa lata odbywał służbę wojskową i ukończył szkołę podchorążych w Przemyślu. W 1935 r. wstąpił do seminarium. Wybuch II wojny światowej przyśpieszył jego święcenia, które otrzymał 10 września 1939 r. po ukończeniu V roku studiów. Został od razu skierowany, jako kapelan do szpitala wojskowego. W pierwszych dniach okupacji ks. Lądowicz opuścił Przemyśl i wrócił do rodzinnego Antoniowa. Tu nawiązał kontakt z konspiracyjnym środowiskiem „Jędrusiów” skupionych wokół por. Władysława Jasińskiego. W Pniowie w mieszkaniu wikariusza ks. Józefa Śnieżka wspólnie prowadzili nasłuch radiowy. Poprzez oddział „Jędrusiów” nawiązał też współpracę z pismem konspiracyjnym „Odwet”, w którym zamieszczał swoje artykuły.
Na początku 1941 r. został zaprzysiężony jako kapelan Związku Walki Zbrojnej. Nie zaniedbywał swoich obowiązków kapłańskich i wikariuszowskich w Gorzycach, gdzie rozwinął ożywioną działalność społeczną. Zorganizował kuchnię dożywiającą dzieci i osoby starsze. Żywność i pieniądze na jej funkcjonowanie uzyskiwał od okolicznych ziemian i proboszczów. Prowadził także tajne nauczanie. Aktywnie uczestniczył w akcji ratowania żydowskich dzieci. Przetrzymywane były one na plebanii w Gorzycach skąd przewożono je do pobliskiej wioski Motycze i ukrywano u miejscowej ludności. Taka działalność nie uszła uwadze władz okupacyjnych.
Zagrożony aresztowaniem, w lutym 1942 r. wyjechał do Bielin koło Niska, gdzie objął obowiązki wikariusza. W pobliskich lasach od 1943 r. zaczął działać oddział partyzancki por. Franciszka Przysiężniaka. Ks. Lądowicz za zgodą proboszcza, ks. Wojciecha Wanielisty, zastał kapelanem tego oddziału. Gestapu intensywnie śledziło jego poczynania, jak i całego oddziału. Dnia 27 grudnia podczas ataku wojsk niemieckich na oddział został postrzelony we wsi Graba, gdy rannym żołnierzom udzielał ostatniego namaszczenia. Jakiś czas przebywał w Chmielniku koło Rzeszowa a w czerwcu 1944 r. wrócił w rodzinne strony do Antoniowa. Po wkroczeniu wojsk sowieckich kontynuował działalność konspiracyjną. Za niepodległościowe zaangażowanie groziło mu aresztowanie dlatego ukrywał się w miejscowości Hucisko koło Niska. Następnie wyjechał na Śląsk, a potem na Pomorze. Przez cały czas był inwigilowany przez UB i w maju 1946 r. został aresztowany. To właśnie wtedy popisał się brawurową akcją. Podczas aresztowania poprosił funkcjonariuszy UB, aby pozwolili mu zamknąć kościół. Przy zamykaniu świątyni udało mu się tak ich wymanewrować, że zamknął ich w środku, a sam uciekł. Przez rok ukrywał się, a potem powrócił do duszpasterstwa. W 1948 r. na statku z węglem uciekł do Szwecji, a stamtąd wyjechał do Toronto w Kanadzie. Zmarł w Arizonie w 1973 r. Zgodnie z testamentem jego zwłoki zostały przewiezione do Polski w 1974 r. i pochowane na cmentarzu w rodzinnym Pniowie.
Nieugięty janowski dziekan
Innym przykładem kapłana zaangażowanego w działania niepodległościowe już w czasie okupacji oraz udzielanie pomocy i posługi religijnej dla oddziałów podziemia wolnościowego był dziekan janowski ks. Józef Dąbrowski. - Został on aresztowany 12 stycznia 1953 r. i osadzony w więzieniu na Zamku Lubelskim. Został oskarżony o aktywne uczestnictwo w działalności NSZ na terenie Janowa zarówno w czasie okupacji niemieckiej jak i po jej zakończeniu - opowiada ks. Piotr Tylec.
Funkcjonariusze UB i prokuratura oskarżali go ponadto, że w 1946 r. wraz z oddziałem partyzanckim próbował dokonać mordu na rodzinie narodowości żydowskiej. Większość zarzutów była sformułowana na podstawie zeznań Kazimierza Wojtyny (ps. Zawisza), które złożył podczas pobytu w więzieniu, gdzie odbywał karę za przynależność do NSZ. Zeznania te składał po 6 latach pobytu w stalinowskim więzieniu. - Dziekan janowski miał świadomość tego, że cały proces był z góry ukartowany przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. W rozmowie ze współwięźniem ks. Stanisławem Niedźwińskim zwerbowanym na tajnego współpracownika UB wyraził, iż zarzuty stawiane w śledztwie są zmyślone, a świadkowie specjalnie spreparowani przez władze śledcze - dodaje ks. Tylec.
Po czteromiesięcznym śledztwie sąd skazał ks. Dąbrowskiego na łączną karę 8 lat pozbawienia wolności wraz z utratą praw publicznych i obywatelskich i przepadkiem całego mienia. Mimo odwołania prokuratura wojskowa i sąd wojskowy odrzuciły skargę rewizyjną i podtrzymały wyrok. Długie miesiące spędzone w więzieniu odbiły się na zdrowiu fizycznym księdza i jego stanie psychicznym. W dniu 7 sierpnia 1953 r. UB przeprowadziło z nim rozmowę rozpoznawczą, po której wysnuto wniosek, że ks. Dąbrowski skłonny jest pójść na współpracę z władzami, a nawet na werbunek.
- Były to jednak wygórowane oczekiwania funkcjonariuszy UB. Nic nie wskazuje na to, by dziekan janowski zdecydował się na taki krok. Potwierdza to fakt, iż duchowny po tej rozmowie nie opuścił więzienia - dodaje historyk. Po niespełna dwu latach spędzonych w więzieniu zdecydowano o rocznej przerwie w odbywaniu kary ze względu na zły stan zdrowia. Ks. Dąbrowski wyszedł na wolność 23 października 1954 r. Podczas rozprawy rewizyjnej w 1955 r. został on uniewinniony. - Ks. Dąbrowski z całą pewnością jest postacią pełną heroizmu i odwagi. Cały proces duchownego ukierunkowany był na ośmieszenie tego gorliwego kapłana oraz zastraszenie duchowieństwa pracującego na terenie dekanatu janowskiego - podkreślał ks. Tylec.
Więzienne rekolekcje
Zarzuty kolaboracji z Niemcami i „szkalowanie ZSRR” były podstawą aresztowania 22 października 1950 r. ks. Wacława Kosińskiego, proboszcza i dziekana radomskiego. Urząd Bezpieczeństwa inwigilował go od dłuższego czasu za „wrogi stosunek” do systemu władzy oraz, że „pobożnością zdobywa masy”. Na aresztowanie radomskiego duchownego zareagował natychmiast bp Lorek, domagając się wyjaśnienia i przedstawienia powodów uwięzienia kapłana. Oczywiście ich nie podano. Analiza dokumentów UB wskazuje, że został on aresztowany w ramach akcji „K” za „współpracę z okupantem”. Śledczy zarzucali ks. Kosińskiemu, że „pisał artykuły do prasy niemieckiej, potępiające ZSRR za rzekomo (sik!) popełnione mordy w Katyniu. Obwiniano go także, że „po wyzwoleniu pochwalał morderstwa dokonane przez bandytów na żołnierzach Armii Czerwonej”. Podejmowane przez bp Lorka próby zwolnienia starszego kapłana z więzienia z racji na stan zdrowia nie przyniosły rezultatów.
W toku śledztwa nie udowodniono zarzucanych mu czynów i zwolniono. Będąc już na wolności pisał z humorem do ordynariusza „Po dłuższej niebytności jestem już w domu. Urobiony jak na rekolekcjach. Kontent jestem, bo straciłem czternaście kilo”. Mimo uniewinnienia nadal spotykały go szykany ze strony władz, a w Departamencie VI Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego prowadzono na niego teczkę ewidencyjną. Doświadczenia więzienne i represje przyczyniły się do znacznego pogorszenia zdrowia leciwego już kapłana, który zmarł 24 grudnia 1953 r. mając 71 lat.
Żołnierz AK
Kilka miesięcy z 4 letniego wyroku wiezienia odsiedział ks. Stanisław Skalny, który jako wikariusz w Bielinach (1939-1942) zaangażował się pomoc najbiedniejszym a potem już jako wikariusz w Rozwadowie był żołnierzem AK. Po wyzwoleniu działał aktywnie w organizacji WiN oraz spotykał się z jej członkami. Aresztowano go w lutym 1948 r. i oskarżono o „przynależność do nielegalnej organizacji i kolportowanie nielegalnej prasy”. Został osadzony w więzieniu w Rzeszowie. Na rozprawie głównej zeznał, że informacje zawarte w protokołach przesłuchań zostały na nim wymuszone i nie są zgodne z prawdą. Został skazany na 4 lata więzienia, jednak ze względu na amnestię karę mu darowano. Wyszedł na wolność w sierpniu 1948 r. w słabej kondycji psychicznej, której nie zdołał odbudować. Zmarł w 1985 r.