Stalowa Wola. W parafii Opatrzności Bożej mieszkańcy spotkali się z o. Leonem Knabitem.
Ojciec Leon odpowiadał na wiele pytań. Jedno z nich dotyczyło jego powołania do kapłaństwa. - Był to chyba dar od Boga. Nic bowiem nie zapowiadało, że tak się stanie. Wychowałem się w katolickiej rodzinie, w rytuale której była modlitwa, Eucharystia, spowiedź, religia w szkole, komunia i bierzmowanie. Byłem też ministrantem. Powołanie przyszło nagle, gdy byłem uczniem liceum im Bolesława Prusa w Siedlcach. W Siedlcach właśnie, w kościele katedralnym, spytałem jednego z kleryków czy mam powołanie, czy mogę być księdzem. Odpowiedział, że jeśli bardzo chcę, powinienem zostać. Stwierdziłem, iż Bóg przez tego kleryka do mnie przemówił i 3 marca 1947, między godziną
Po kilkudziesięciu latach kapłaństwa o. Leon Knabit nie żałuje swojej decyzji. - Życzę wszystkim takiej łaski, by mając nieco ponad 17 lat wiedzieli, co w życiu robić - dodał 89-letni benedyktyn z Tyńca.
Obecnie liczba powołań do stanu duchownego systematycznie spada. - Jak zatrzymać ten niekorzystny trend? - brzmiało kolejne z pytań.
- Nie wiem. Pan Bóg do tego dopuszcza, ale też nie wiem dlaczego. Trzeba chyba sięgnąć głębiej, do rodziny. Prawie 60 proc. ludzi nie chodzi do kościoła, a co trzecia rodzina się rozchodzi. Jest też moda na wypisywanie się z lekcji religii. Nie potrzeba nawet pedofilskiej afery, aby do takiej sytuacji doprowadzić. Jest to trochę też wina nas, księży - pada szczera odpowiedź.