O planach, szansach, ale i kłopotach placówki, która za dwa lata będzie obchodzić 100-lecie działalności, mówi jej dyrektor Dominik Kacper Płaza.
Zauważył Pan, że sandomierskie muzeum przez ciągłe niedofinansowanie mocno zostało w tyle za innymi placówkami. W jakim kierunku miałyby iść zmiany?
Naturalnie wszystko będzie rozbijać się, jak zawsze, o pieniądze. Włączenie się MKiDN jest dla nas sporą szansą nie tylko na zwiększenie budżetu, ale także na możliwość startu w konkursach grantowych, zabiegania o dotacje celowe przeznaczone tylko dla instytucji prowadzonych lub współprowadzonych przez ministerstwo, a tych jest w skali kraju tylko kilkadziesiąt, zatem konkurencja jest znacznie mniejsza. Teraz np. można się ubiegać o pieniądze z programu współpracy z instytucjami zagranicznymi. Mamy plan dotyczący Zawiszy Czarnego i współpracy z Golubacem w Serbii czy kooperacji ze słowackim Bardejovem, ale - póki co - nie możemy w nim startować, bo nie mamy jeszcze ostatecznej decyzji o współprowadzeniu. Startując w konkursie, przedstawiłem plan, który zresztą nie jest jakimś odkryciem, że konieczne jest zdobycie nowych powierzchni poprzez tworzenie oddziałów czy też filii tematycznych, jak chociażby dla działu etnograficznego, którego zbiory można by prezentować w środowisku bardziej naturalnym, a nie w komnacie zamkowej, czy też działu literackiego, przez lata mieszczącego się w tzw. Iwaszkiewiczówce, czyli w kamienicy, gdzie zatrzymywał się Jarosław Iwaszkiewicz. W tej chwili na zagospodarowanie czekają pomieszczenia na parterze ratusza. Nie ukrywam, że moim marzeniem byłoby przeznaczenie całego zabytkowego obiektu na cele kulturalno-turystyczno-promocyjne i ulokowania w nim Muzeum Historycznego Miasta Sandomierza jako oddziału MOS, tak jak funkcjonuje to w wielu innych miastach. Turyści bardzo chętnie zwiedzaliby zabytkowe wnętrza ratusza, a nie, jak teraz, oglądali go tylko z zewnątrz. Stworzenie w nim ekspozycji o dziejach Sandomierza, czyli wyprowadzenie z zamku zbiorów działu historycznego i numizmatów, pozwoliłoby na wygospodarowanie miejsca na inne ekspozycje. Do uregulowania pozostaje także kwestia zbiorów literackich, mieszczących się obecnie w baszcie.
Jeszcze kilkanaście lat temu muzeum mieściło się w kilku obiektach, z których wyprowadziło się m.in. zmuszone trudnościami finansowymi. Nie wyszło to jednak placówce chyba na dobre?
Chcąc się rozwijać, wprowadzać nowe wystawy narracyjne, potrzebujemy większej przestrzeni, a w zamku mamy jej zbyt mało. Marzy nam się, by stworzyć opowieść o barwnej, dramatycznej i niezwykłej przeszłości samego wzgórza zamkowego i królewskiej siedziby, wzniesionej przez Piastów, zniszczonej przez Szwedów, a przez carskiego zaborcę zamienionej w więzienie, które trwało tu do końca lat 50. ubiegłego stulecia. O więziennej przeszłości zamku mówi się bardzo niewiele, a przecież tę funkcję pełnił przez ponad 160 lat, o czym świadczy chociażby fasada od strony dziedzińca. Mam wprawdzie pewne wątpliwości co do interaktywnej opowieści o tym, co działo się w tutejszym więzieniu, zwłaszcza podczas II wojny światowej i w latach komunizmu, albowiem żyją jeszcze osoby represjonowane, które przeszły tutaj gehennę. Niemniej chyba mamy czasy, kiedy trzeba oddziaływać na emocje i to dość mocno, bo - jak się okazuje - ludzie tego oczekują. Złożyliśmy do ministerstwa wniosek o wsparcie naszych działań w tym kierunku. Przed kilkoma dniami skierowaliśmy zaś do Wojewódzkiego Domu Kultury w Kielcach prośbę o dofinansowanie programu edukacyjnego adresowanego do młodzieży, mówiącego m.in. o więziennej przeszłości budowli, w tym roku bowiem mija 60 lat od wyprowadzenia się więzienia z zamku. Jeśli nie otrzymamy tych pieniędzy, spróbujemy zorganizować część wydarzeń własnym sumptem, we współpracy z grupami rekonstrukcyjnymi. Chcemy, by młodzież na własnej skórze przekonała się, jak wyglądały komunistyczne przesłuchania. Gdyby udało się wyprowadzić wspomniane już działy, zyskamy kilka dużych sal, w których moglibyśmy stworzyć interesującą, budzącą emocje interaktywną wystawę o zamkowym więzieniu albo ekspozycję skierowaną do dzieci, traktującą o dziejach zamku. Często bowiem słyszę, że brakuje wystaw dla dzieci. Naturalnie, będzie się to wiązało z dużymi nakładami, ale zamierzamy ostro walczyć o pieniądze zewnętrzne. Z pewnością musimy unowocześniać wystawy i wprowadzać elementy interaktywności, ale zdecydowanie nie na taką skalę, jak to dzieje się w różnych centrach edukacyjnych, zabawowych, które trochę rozpasały gości muzeów. Poza tym, jako muzeum rejestrowe, obwarowani jesteśmy przepisami, zabraniającymi bezpośredniego udostępniania swoich eksponatów zwiedzającym. I o tym należy pamiętać, zwłaszcza że większość z nich jest zabytkami bezcennymi dla dziejów i kultury Polski. Także takie potęgi muzealne, jak Luwr, British Museum, również chronią swoje eksponaty za pancernymi szybami. Cóż, przed nami długa i trudna droga, ale jesteśmy gotowi na wyzwania.