Ulicami wszystkich tarnobrzeskich parafii przeszły procesje eucharystyczne.
W uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej po Mszach św. ze wszystkich tarnobrzeskich kościołów wyruszyły tradycyjne procesje z Najświętszym Sakramentem. Wzorem poprzednich lat Boże Ciało wspólnie świętowały parafie Chrystusa Króla i św. Barbary oraz ojców dominikanów i Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
W kościele na osiedlu Przywiśle Mszy św. koncelebrowanej przewodniczył ks. prał. Stanisław Bar, proboszcz parafii pw. św. Barbary.
Homilię rozpoczął od podkreślenia doniosłości dzisiejszego święta.
- Są święta, które mocno zaznaczą się w świadomości chrześcijan. I nawet jeżeli zatracają potrzebę praktykowania swojej wiary, to jednak te uroczystości mobilizują ich do uczestnictwa w Mszy św. Kiedy przychodzą Boże Narodzenie, Wielkanoc pojawiają się na Eucharystii, bo mają świadomość, że jest to coś bardzo ważnego. Do tych świat dołącza Boże Ciało, które zwłaszcza w naszej polskiej tradycji zakorzeniło się bardzo głęboko. Niestety niejednokrotnie ogranicza się do tego, co zewnętrzne, pomijając jego jakże głęboki sens. Bywa, że traktujemy je jako rodzaj wiosennego pikniku, a nie rzeczywiste nasze spotkanie z Chrystusem. Kiedy miał odejść do Ojca powiedział apostołom, że pośle im Ducha Świętego, by nie zostali sami i, że pozostanie z nimi aż do skończenia czasu. Pozostaje w znaku Eucharystii - mówił ks. Stanisław Bar. - To święto ma nam więc przypominać, iż On jest pośród nas. Nie jesteśmy zatem sierotami.
Po Mszy św. zgromadzeni na niej przeszli w procesji do kościoła na osiedlu Siarkowiec.
We wspólnej procesji po Eucharystii w sanktuarium Matki Bożej Dzikowskiej uczestniczyli także wierni dwóch największych tarnobrzeskich parafii - ojców dominikanów i na osiedlu Serbinów.
- Boże Ciało to piękna uroczystość, jakże bogata w symbolikę i naszą polską tradycję. Nie wyobrażam sobie, by nie uczestniczyć w Mszy i procesji. Chodziłam jako małe dziecko, naturalnie sypałam kwiatki, które same sobie z koleżankami zbierałyśmy po łąkach, w ogródkach. Po latach przyprowadzałam moje córki, potem wnuczki, które już są nastolatkami. Niemniej z radością obserwuję zwłaszcza te najmniejsze dziewczynki, którym czasami zdarzy się sypnąć płatkami do tyłu, nad głową, albo gdzieś w bok. To jest urocze, ale najważniejsze, że rodzice przyprowadzając je podtrzymują tradycję - mówiła pani Genowefa.