Ordynariusz sandomierski opowiada o historii, miejscach i ludziach diecezji sandomierskiej, a także o swoich przeżyciach z posługi biskupiej.
Z okazji złotego jubileuszu Wydawnictwa Diecezjalnego i Drukarni w Sandomierzu bp Nitkiewicz wydał książkę pt. "Tu jest mój dom". "Pomyślałem więc, że najlepszym sposobem jego uczczenia będzie garść opowieści o tutejszych miejscach i ludziach. Powstały one niemal w biegu, lecz dojrzewały przez dziesięć lat mojego pobytu w Sandomierzu" - pisze we wprowadzeniu autor. Zaznacza, że początki, po wielu latach spędzonych w Rzymie, były trudne. "Rzymskie doświadczenie może ci pomóc, ale diecezja to zupełnie inny świat - tłumaczył mi śp. arcybiskup Zygmunt Zimowski na przyjęciu, które ambasador Hanna Suchocka wydała na naszą cześć. On po siedmiu latach kierowania diecezją radomską wracał do Wiecznego Miasta, tym razem jako Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Służby Zdrowia, ja wyruszałem do Sandomierza. Wiedział, co mówi".
W jednym z 10 felietonów autor opowiada o bł. Wincentym Kadłubku i kandydatach na ołtarze ks. Wincentym Granacie i ks. Stanisławie Sudole. W zaimprowizowanym dialogu pomiędzy dwoma Wincentymi przybliża historię ich życia i zatrzymuje się nad aktualnymi dla diecezji sprawami. Sporo miejsca poświęca sandomierskiej bazylice katedralnej oraz sanktuariom na Świętym Krzyżu i w Sulisławicach.
Biskup Nitkiewicz dzieli się również swoimi przeżyciami z okresu wielkiej powodzi, jaka w 2010 r. nawiedziła ziemie diecezji. "Dyskutowaliśmy, co byłoby najbardziej przydatne: kupienie ludziom opału, zaopatrzenie ich w ziarno siewne, paszę dla zwierząt, a może wypłacanie miesięcznej pomocy rodzinom? Rozwiązanie podpowiedzieli studenci stalowowolskiego KUL-u. Miałem akurat egzamin z piątym rokiem wydziału prawa i administracji. - Przepraszam, że ja w t-shircie. Podczas ewakuacji nie zdążyłem zabrać marynarki - usprawiedliwiał się student. - Wszystkie notatki mi się potopiły, więc powiem z głowy - tłumaczył drugi. Egzamin zdali nienajgorzej. Opowiedziałem o tym na zebraniu naszego sztabu kryzysowego. Zapadła decyzja, że studenci, których domy rodzinne ucierpiały podczas powodzi, będą otrzymywali co miesiąc wsparcie finansowe. To była rzeczywiście długa fala, bo aż dwuletnia. Miałem sygnały, że niektórzy mogli dzięki temu ukończyć studia bez straty roku".
W związku z trwającym III Synodem Diecezji Sandomierskiej autor porusza w swojej książce takie tematy, jak klerykalizm i synodalność. "Koptyjski mnich anba Matta el Meskin tłumaczy greckie słowo Kościół jako: wezwani do ukazania się, czyli do przejścia z niewidzialnego w widzialne na wzór Syna Bożego narodzonego w Betlejem. Mówi, że mamy ukazać się publicznie z radością i z dobrą nowiną. Naszą drogą do tego jest synod diecezjalny".
Biskup Nitkiewicz opowiada również o sandomierskich jabłkach i o swoim ogrodzie. "Perskie przysłowie mówi podobno tak: Chcesz mieć chwilę radości - zrób przyjęcie i zaproś na nie przyjaciół. Pragniesz jej więcej - ożeń się. Marzysz o wiecznym szczęściu - zasadź ogród. Jeśli chodzi o pierwszy punkt, mam mieszane uczucia, bo to zawsze kłopot dla naszych sióstr zakonnych. Drugi wariant nie wchodzi w rachubę z oczywistych powodów, a z trzecim zgadzam się w stu procentach. Jakże fascynujące jest podpatrywanie budzących się po zimowym letargu drzew, śledzenie ich przyrostów i wykształcających się z niepozornych zawiązków owoców, słuchanie buczenia trzmieli i delikatnej muzyki pszczół. Do tego jeszcze wszędobylskie kosy oraz chóry ptaków, których nie sposób nazywać po imieniu. Urodzajność sandomierskiej ziemi sprawia, że pozostawienie jej chwastom byłoby afrontem wobec Stwórcy. Rozrastające się zaborczo pędy truskawek znajdują podatny grunt nawet w szczelinach między płytkami wewnętrznego dziedzińca. Podrzucone ptakom nadgniłe pomidory dają początek nowym, płodnym krzewom. Jakby zupełnie nie przejmowały się potężnymi konarami limbu, zasłaniającymi słońce. Orzechy włoskie, nazywane »jackami« od św. Jacka Odrowąża, który miał je przywieźć do Sandomierza z Italii, osiągają wielkość kurzych jajek, przy czym skorupa jest tak miękka, że można ją zgnieść bez najmniejszego wysiłku palcami, oraz kwiaty, kwiaty, kwiaty".
Licząca 131 stron publikacja wyszła nakładem Wydawnictwa Diecezjalnego i Drukarni w Sandomierzu.