Czterdzieści pięć prac reprezentatywnych dla całej twórczości Edwarda Dwurnika można obejrzeć na wystawie w tarnobrzeskim muzeum.
"Nowy Targ" z cyklu "Podróże autostopem" Marta Woynarowska /Foto Gośc
- „Podróżom autostopem” poświęciliśmy jedną z sal, chociaż nie wszystkie prace się w niej zmieściły. Na wystawie reprezentowane są także inne znane cykle, jak chociażby „Sportowcy”, „Robotnicy”, „Chmury”, „Wyliczanki” oraz „Cykl XXV” (czyli seria abstrakcji), z którego u nas znalazły się dwa płótna - „Obraz nr 17” i „Obraz nr 51” - mówi Tadeusz Zych.
Abstrakcją, od której przez wiele lat malarz się odżegnywał, uznając nawet ten rodzaj malarstwa w swoim przypadku za samobójstwo, zainteresował się na dobre pod koniec lat 90. XX w., a wpłynęła na to wizyta w Stanach Zjednoczonych, gdzie zobaczył oryginały dzieł Jacksona Pollocka, głównego przedstawiciela stylu action painting, a także odwiedził Springs na Long Island, gdzie był dom amerykańskiego artysty. W wywiadzie wyznał Małgorzacie Czyńskiej, iż było to także poszukiwanie czegoś nowego; czegoś, co wyzwoliłoby go od dotychczasowego malarstwa realistycznego, narracyjnego.
- Za niezwykle cenne należy uznać dwa obrazy z 1970 roku z cyklu „Dyplom” - „A w dali spokojny pejzaż” oraz „Wizyta”, które złożyły się na jego pracę dyplomową w pracowni prof. Eugeniusza Eibischa - dodaje T. Zych.
Na wystawie, jak wspomniał dyrektor tarnobrzeskiego muzeum, są także prace z cyklu „Sportowcy”, którego tytuł bynajmniej nie odnosi się do osób uprawiających jakieś dyscypliny sportowe, lecz do miłośników najbardziej popularnych w okresie PRL papierosów „sportów”. „Sportowcy”, których zaczął tworzyć w 1973 roku, podobnie jak „Robotnicy” są swego rodzaju dokumentem epoki, ukazując ówczesne polskie społeczeństwo w sposób dosadny, czasem brutalny, innym razem groteskowy. Cykl ten artysta kontynuował także po przemianach ustrojowych w Polsce. W „Moim królestwie” mówił: „Sportowcy ciągle nas otaczają i nadal ich maluję. W gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy po trosze sportowcami”. Irytowało go jednak, gdy był traktowany jako publicysta lub dokumentalista wydarzeń historycznych czy swoich czasów.
Spośród „Wyliczanek” eksponowana jest praca, będąca swoistym rachunkiem sumienia przeprowadzonym przez malarza - „Moje grzechy”, na którym przedstawił swoje przewiny od dzieciństwa po wiek dojrzały. „Nawet jeśli się czegoś wstydzę, to niczego się nie wypieram. Takie jest życie, pełne małych grzeszków i większych win” - zwierzał się Małgorzacie Czyńskiej.
Na nudne życie z pewnością Edward Dwurnik nie mógł narzekać, tak jak i na brak powodzenia swojej sztuki. Jako nieliczny z artystów mógł się cieszyć zarówno sukcesem artystycznym, jak i komercyjnym. Dowodem są liczne nagrody krajowe i międzynarodowe, a także niezliczona ilość wystaw, w tym m.in. na słynnych documenta 7 w Kassel, gdzie jako jedynemu dotychczas polskiemu twórcy udostępniono całą salę na wyeksponowanie prac. Swoją twórczością, wyborami życiowymi, podejściem do tzw. środowiska wzbudzał za życia i wzbudza nadal wiele kontrowersji. Był także jednym z najbardziej twórczych malarzy - spod jego ręki wyszło 5 tysięcy obrazów i kilkanaście tysięcy rysunków. Malarstwo towarzyszyło mu od dzieciństwa, nie potrafił bez niego żyć. „Cokolwiek by się działo, malarstwa nie odpuszczę. Nic mnie nie powstrzyma. Choćby zębami będę wylewał farbę na płótno” - mówił, mając już świadomość choroby nowotworowej.
- Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że w ramach cyklu „Podróże autostopem” Edward Dwurnik zawitał także do Tarnobrzega, uwieczniając nasze miasto na jednej ze swych prac - dodaje dyrektor MHMT.
Wystawa „Edward Dwurnik - in memoriam” będzie prezentowana w zamku Tarnowskich w Dzikowie, siedzibie Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega do 17 marca br.